Anglicy,
którym udało się uciec, biegiem przybyli 16 mil do Fortu Edward. W większości byli to szeregowi żołnierze. Pierwsza grupa, całkiem wyczerpana,
dotarła do fortu około 7 rano. Pomiędzy 10 a 11 przybyła kolejna grupa; wszyscy
byli prawie nadzy i w bardzo złym stanie. Ostatecznie w ciągu najbliższych
trzech dni do Fortu Edward dotarło mniej więcej 650 żołnierzy.
Spośród 34 oficerów armii regularnej do Fortu Edward
przedostało się tylko 3! Jonathan Carver, po wyczerpującej wędrówce przez las,
dotarł do zbawiennego fortu 13 sierpnia. W niedzielę 14 sierpnia wieczorem do Fortu Edward
przybyło 30 żołnierzy francuskich pod dowództwem porucznika Savornin z
regimentu La Sarre. W skład grupy wchodził również angielski porucznik Hamilton z 35. Regimentu.
Przekazali list od Montcalma adresowany do Webba. Montcalm informował w nim, że
przybędzie pod białą flagą, aby przekazać 500 jeńców będących pod opieką
Francuzów. Następnego dnia kolumna Anglików, eskortowana przez 400 francuskich
grenadierów, dotarła do Fortu Edward. Wśród przybyłych znajdował się pułkownik
Monro oraz ciężko ranny Young. Ocalenie znalazł także niejaki Ezekiel Stevens z
regimentu New Hampshire, który w czasie ataku Indian został uderzony
tomahawkiem, a następnie żywcem oskalpowany. Do końca życia nie widywano go
inaczej jak tylko z mocno naciągniętym kapeluszem na głowie. Montcalm zapewniał
Webba, że wszyscy jeńcy wzięci do niewoli przez Indian w Forcie William Henry
zostaną zatrzymani w Montrealu i odesłani poprzez Louisburg do Halifaksu. Było
to raczej pobożne życzenie generała. Masakrę uznał za osobistą zniewagę i
teraz, zbyt późno, starał się zapanować nad sytuacją i zachować twarz przed
jeńcami, wobec których nie dotrzymano warunków kapitulacji.
* * *
Indianie
wraz z jeńcami dotarli do Montrealu już 15 sierpnia, gdzie stanęli obozem w
Lachine. Według francuskich świadków podczas uczty zwyczajowo wieńczącej
zwycięstwo jeden jeniec został zabity, ugotowany i zjedzony przez biesiadników,
ale możliwe, że bez wiedzy Francuzów ugotowano ich znacznie więcej. Następnego
dnia gubernator Vaudreuil rozpoczął negocjacje dotyczące wykupienia jeńców,
proponując dwie baryłki brandy za każdego Anglika. Oferta została odrzucona, a
Indianie byli po raz kolejny zdegustowani postępowaniem Francuzów. Obecny tam
Abbé Picquet zanotował przemowę jednego z wojowników: „Walczę o łupy, skalpy i
jeńców. Wam wystarcza wzięcie fortu i pozwalacie żyć waszemu i mojemu wrogowi.
Ja nie chcę trzymać takiej padliny do jutra. Gdy się jej pozbędę, nigdy mi już
nie zagrozi”. Ostatecznie po dwóch tygodniach negocjacji Vaudreuil wykupił, jak
mu się zdawało, prawie wszystkich jeńców. Cenę ustalono na 30 butelek brandy
oraz 130 liwrów w towarze za każdego
jeńca. Indianie obładowani brandy i wszelkimi dobrami opuścili Montreal i udali
się do swych wiosek. Wieźli także ze sobą czarną ospę, którą zarazili się od
przybyłych z Europy żołnierzy francuskich. Już nigdy nie ruszyli w większej
liczbie na pomoc Nowej Francji.
Dokładne określenie brytyjskich strat jest niezwykle
trudne. Według raportu Monro, z tego, co widział na własne oczy, w czasie
masakry 10 sierpnia bezpośrednio przy obozie zabito 44 żołnierzy. Wzdłuż drogi
znaczącej trasę ucieczki Anglików odnaleziono 25 ciał. Nie jest całkowicie
jasne, czy w liczbach tych Monro uwzględnił 17 rannych zabitych jeszcze na
terenie obozu wczesnym rankiem feralnego dnia. Kolejne pytanie, które się
nasuwa, to, czy w ogóle wzięto pod uwagę nieznaną liczbę zamordowanych kobiet i
dzieci. Nigdy nie dowiemy się, ilu żołnierzy zostało zabitych przez Indian
podczas ich ucieczki przez las w kierunku Fortu Edward. Ucieczka drogą mogła
wydawać się bardziej ryzykowna, dlatego z pewnością wielu wybrało trasę na
przełaj, o czym świadczą losy Jonathana Carvera. Oficjalnie raporty wojskowe
podawały, że w Forcie William Henry stracono 129 żołnierzy pułków regularnych.
Liczba ta podaje łączne straty w zabitych i zaginionych. Co do regimentów
prowincjonalnych sprawa jest nieco trudniejsza i można jedynie podać liczbę
przybliżoną.
10 sierpnia do niewoli dostało się przynajmniej 750
Anglików. Wielu z nich udało się Francuzom wykupić w Montrealu, lecz wbrew
opinii gubernatora Vaudreuila Indianie nie wydali Francuzom wszystkich jeńców.
Jak wielu powleczono do indiańskich wiosek, pozostaje niewyjaśnione, ale mogło
ich być co najmniej 200. Na przełomie października i listopada z Montrealu
przetransportowano do Bostonu 304 jeńców, w tym jedenaście kobiet i czworo
dzieci. Nie wiemy dokładnie, jak wielu z nich dostało się do niewoli w Forcie
William Henry. Wśród nich znaleźli się także żołnierze schwytani podczas bitwy
w Sabbath Day Point. Ogółem do końca listopada Vaudreuil wysłał do Europy 1320
jeńców, w tym także byłych podkomendnych pułkownika Monro. Jednak do końca 1757
roku nie odnalazło się 350 ludzi z Fortu William Henry. Ich los pozostawał nieznany.
Niektórym udało się po wielu perypetiach powrócić do domu, choć trwało to
czasem bardzo długo. Ostatnim żołnierzem, który dostał się do niewoli w Forcie
William Henry i powrócił z niej, był Joshua Rand z Massachusetts. Dotarł
szczęśliwie do domu w grudniu 1763 roku. Pułkownik Monro zmarł niespodziewanie
w styczniu 1757 roku w Albany na ulicy. Przyczyną był atak apopleksji. Na ile
do ujawnienia się choroby przyczyniły się wydarzenia nad Jeziorem Jerzego,
których był świadkiem, nie wiadomo. Z pewnością nie pozostały bez wpływu.
Czy Webb byłby w stanie odwrócić bieg zdarzeń,
gdyby wyruszył z odsieczą dla Fortu William Henry, pozostaje mocno wątpliwe.
Można przypuszczać, że mimo wszystkich kłopotów planował jednak pomoc dla
pułkownika Monro.
8 sierpnia wieczorem Webb napisał list (być może pod wpływem nowoprzybyłego
dowódcy batalionu Royal America George’a Howe’a), w którym pisał do Monroe:
,,Życzymy Ci z całego serca, byś był w stanie utrzymać się nieco dłużej”. Monro miał także niezwłocznie odesłać
odpowiedź zawierającą informację o sile Francuzów oraz odpowiedzieć na pytanie,
jak długo mogą się jeszcze utrzymać. Jeśli Webb rzeczywiście chciał wysłać
pomoc, to jego plany okazały się mocno spóźnione. Być może list był wyłącznie
demonstracją dobrej woli. W Forcie Edward Webb dysponował pięcioma tysiącami
ludzi, lecz w większości była to kolonialna milicja, słabo wyekwipowana i z
zasady niekarna. Nie dysponował też odpowiednią liczbą indiańskiego zwiadu.
Leśna katastrofa Braddocka mogłaby się powtórzyć. Webba można oskarżyć o wiele
rzeczy, jednak nie o głupotę. W razie klęski odsieczy Webb stałby się
odpowiedzialny za pozostawienie całej północnej granicy bez ochrony. Droga do
Albany stałaby dla Francuzów otworem. Łatwo jest jednak ferować wyroki z
perspektywy 250 lat, siedząc w wygodnym fotelu.
oprac. Marcin Pejasz
KONIEC
Pierre de Rigaud markiz de Vaudreuil-Cavagnal