Smith
przebywał wśród Indianami przez pięć lat i zaczął ich szanować
i podziwiać. W 1759 roku, skorzystał jednak z okazji by
ich
opuścić i wsiadł na francuski statek z angielskimi więźniami
przeznaczonymi na wymianę. Po kilku miesiącach spędzonych w
Montrealu Smith w końcu powrócił na łono swej białej
społeczności. Jego biograf, historyk z Pensylwanii - Wilbur S.
Nye, pisze, że jego przyjaciele i rodzina znaleźli go bardzo
zmienionego: „Na
początku ledwo go poznali z powodu jego odmiennego wyglądu i
sposobu mówienia - dźwięcznego, podobnie jak u Indian, któremu
towarzyszyły pełne gracji gesty, również charakterystyczne dla
tubylców.
” Po zakończeniu wojny z Francuzami i Indianami na pograniczu
zapanował względny spokój i taki stan rzeczy utrzymywał się aż
do 1763 roku, kiedy to wybuchła rewolta Indian zwana Powstaniem
Pontiaka. Osady graniczne były narażone na ataki, ponieważ
zgromadzenie kolonialne Pensylwanii, zdominowane przez kwakrów
-pacyfistów nie zapewniło odpowiednio licznej i wyszkolonej
milicji, która mogła by powstrzymywać rajdy wojenne Indian. Rząd
brytyjski również nie był pomocny albowiem nagle, na podstawie
niezrozumiałych dla osadników, umocowań prawnych , uznał teraz
plemiona indiańskie za niezależne narody posiadające prawa do
posiadania ziemi i sprzeciwiał się praktyce zajmowania ich ziemi
przez indywidualnych farmerów. Smith wiedział dobrze że ta
praktyka nie tylko sprowokowała indiańskie najazdy, ale sprawiła,
że stały się one koniecznością dla Indian, ponieważ ci,
pozbawiani najlepszych terenów łowieckich byli czasem po prostu
zmuszeni do zdobywania w jakimś zakresie zapasów żywności podczas
wojennych rajdów na farmy białych. Osadnicy w końcu
nie oglądając się już na żadne władze utworzyli własne
jednostki bojowe a Smith został wybrany na kapitana. Wybrał dwóch
innych byłych jeńców na swoich oficerów i przeszkolił swoich
ludzi w zakresie stosowania taktyki zapożyczonej od Indian. Smith
i jego ludzie ubierali
się podobnie do Indian i jak oni malowali twarze na czerwono i
czarno (dlatego zwano ich „Czarnymi Chłopcami”).
Ich
sposoby walki okazały się na tyle skuteczne, iż w końcu na
pograniczu Pensylwanii zapanował względny spokój. W 1765 r., kiedy
ciągle toczono nieustanne rozmowy pokojowe z Indianami, Smith i 10
jego „Czarnych Chłopców” napadł na transport z darami dla
Indian po czym zniszczył wszelką broń i amunicje jakie znajdowały
się na wozach. Usprawiedliwiał swój ruch tym,
że takie prezenty zbroiły Indian przeciwko osadnikom i farmerom na
pograniczu. Jego działalność okazała się jednak solą w oku
królewskich komisarzy negocjujących pokój. Dowódca fortu Loudon,
aresztował wielu osadników – w większości nie mających nic
wspólnego z „Czarnymi Chłopcami”. Smith szybko zwerbował
oddział strzelców i rozbił obóz w pobliżu fortu; po czym
rozpoczął akcję łapania w niewolę zaskoczonych żołnierzy.
Kiedy liczba jego jeńców przerosła liczbę przetrzymywanych w
forcie osadników Smith zorganizował wymianę więźniów, dzięki
czemu udało mu się uwolnić wszystkich cywilów którzy siedzieli
w fortecznym areszcie. Jednak najbardziej spektakularnym osiągnięciem
Smitha był jego atak na Fort Bedford w 1769 roku. Wraz z 18 swoimi
Czarnymi Chłopcami wyruszył na ratunek aresztowanej grupie
kolonistów buntujących się przeciwko królewskim podatkom. Smith
szeroko rozpowiadał o swych zamiarach uwolnienia więźniów, tak
aby dowiedzieli się o nich Brytyjczycy. Wraz ze swymi ludźmi,
forsownym nocnym marszem doszedł do fortu przed świtem na długo
przedtem niźli spodziewali się go Brytyjczycy, zmyleni
rozpowiadanymi przez Smitha fałszywymi informacjami Czarni Chłopcy,
bez trudu przemknęli obok wartowników i zabezpieczyli zbrojownię
wewnątrz fortu i błyskawicznie uwolnili aresztantów.
Takie działania wydają się czynić Smitha naturalnym kandydatem na przywódcę podczas wojny o niepodległość USA. Niestety Smith nie był w stanie spełnić swoich ambicji. Zwrócił się do Jerzego Waszyngtona o pozwolenie na utworzenie batalionu strzelców „takich, którzy znają indiańskie metody walki”. Smith wspomina jednak, że „generał Waszyngton nie wpadł w zachwyt z powodu pomysłu by białych mężczyzn przebierać za Indian”.
Podczas wojny o niepodległość Smith otrzymał stopień pułkownika i został skierowany do poprowadzenia wyprawy przeciwko indiańskiej wiosce nad strumieniem French. Tam powinowactwo Smitha z Indian mogło doprowadzić do konfliktu interesów. Tak się jednak nie stało. Nye donosi, że po powrocie Smitha z nieudanej kampanii, został on oskarżony przez niższego stopniem oficera, Archibalda Lochry'ego, który twierdził, że ponieważ Smith „nie chciał zabić Indianina”, odrzucił propozycję zwiadu, przez co zniweczył element zaskoczenia. Miało to doprowadzić do ucieczki Indian. Na prośbę Smitha sprawa została wniesiona do sądu wojskowego. Podczas rozprawy Smith został całkowicie oczyszczony z zarzutów.
Kusi jednak myśl, że Lochry miał podstawy do swoich oskarżeń. Mógł nie wiedzieć, że Indianie z wioski nad strumieniem French pochodzili z grupy do której Smith został adoptowany w przeszłości. W swoim pamiętniku Smith wyjawił, że rozmawiał z nimi w ich własnym języku kilka miesięcy po nieudanej kampanii, „nie informując ich, że tam był”. Sam dowiedział się, że Indianie dokładnie monitorowali jego podejście i znacznie przecenili wielkość jego małej armii. Indianie dokładnie obejrzeli z ukrycia obóz wojskowy i stwierdzili, że nie mogą wykonać korzystnego ataku. Dlatego opuścili swoją wioskę oraz tereny łowieckie i przenieśli się na zachód. Było to typowe działanie Smitha; dzięki swojej wiedzy w zakresie taktyki Indian, był w stanie konsekwentnie zniechęcić wroga do ataku lub też ostatecznie pokonać ich bez konieczności przelewania „morza krwi”. Smith doskonale wiedział, że Indianie byli pragmatyczni i nigdy nie zaatakowaliby bez dużego prawdopodobieństwa na zwycięstwo. W tym konkretnym wypadku Indianie po prostu ocenili mocne strony swojego przeciwnika i rozważnie wycofali się. Smith nie splamił swoich rąk krwią przybranych pobratymców. W 1785 roku, Smith osiedlił się w hrabstwie Bourbon w Kentucky na terytorium przejętym od Indian. Po kilku latach przeniósł się na farmie w Jacob's Creek. Przez wiele lat zasiadał w zgromadzeniu ogólnym hrabstwa, a także pracował jako misjonarz wśród Indian. Jako człowiek schorowany i stary, nie mogący już więcej walczyć, nadal próbował przyczynić się do powiększenia zdolności bojowych swego młodego kraju, publikując dwie prace o taktyce wojny partyzanckiej na modłę indiańską - najpierw w „An Account of the Remarkable Occurrences in the Life and Travels of Col. James Smith ” a następnie w Traktacie o taktyce wojny indiańskiej.
Współcześni mu zapamiętali go jako spokojnego, bardzo inteligentnego człowieka i zapalonego czytelnika. To, że był w stanie prowadzić własny dziennik podczas pobytu wśród Indian, było bardzo niezwykłe, biorąc pod uwagę, że większość narracji dotyczących niewoli została napisana wiele lat później z pamięci. Tak więc relacje Smitha są do dnia dzisiejszego uważane za niezwykle cenne, biorąc pod uwagę mnogość szczegółów jakie się w nich znajdują.
Istnieją pewne dowody na to, że Smith redagował i wydawał niewielką gazetę aż do swojej śmierci w 1812 r. Historycy zwracają uwagę i bacznie poszukują wszelkich zachowanych dokumentów spisywanych przez Jamesa Smitha. Gdyby udało się odnaleźć jakieś jego nowe wspomnienia, miałyby one prawdopodobnie nieocenioną wartość historyczną.
James
Smith zmarł 11
kwietnia 1813 roku.
Oprac. - Naszyjnik
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz