Z
początkiem zimy 1756/57 dowódcy francuscy stworzyli plan ataku na
Fort William Henry. Zmusiły ich do tego informacje indiańskich
zwiadowców o dużej ilości łodzi budowanych przez Brytyjczyków.
Mogłoby to zagrozić Fortom : Carillon i Saint-Frederic. W związku z
tym Markiz Pierre de Rigaud de Vaudreuil, gubernator Nowej Francji
polecił swojemu bratu Markizowi Francois de Rigaud de Vaudreuil
zebranie w Forcie Saint-Jean małej armii celem przygotowania do
ataku. Zastępcą Francois Rigauda miał być Paul Joseph Le Moyne de
Longueuil i jako dowódca brygady Jean Daniel Dumas, kapitan
Campagnie Frenches de la Marine. Siły jego liczyły około
1500 ludzi i składały się z:
Wojsko
regularne (4 oddziały fizylierów i 1 grenadierów) pod dowództwem
kpt. grenadierów Francois Medard de Poulhariee z Royal
Roussilion Infanterie
Campagnies
Franches de la Marine (300 ludzi)
Milicja
(600 ludzi)
Ochotnicy
z Montrealu pod dowództwem kpt. milicji Markiza Dufy de Sauniee (50
ludzi)
Indianie
(300 wojowników)
Ekspedycja
planowała wyruszyć w styczniu ale z powodu poważnej choroby
Rigauda wyruszyli dopiero pod koniec lutego. Pierwsza kolumna sił
Rigauda opuściła Fort Saint-Jean 20 lutego. Składała się z 6
bardzo dobrych kompanii (kolonistów i milicji) oraz Indian Abenaki z
Saint-Francois. Dowódcą kolumny był Narkiz de Saint-Martin,
porucznik oddziałów kolonialnych. Druga kolumna dowodzona przez
Markiza Duchat, kapitana Languedoc
Infanterie
wyszła 21 lutego. Składała się z 2 oddziałów wojska, 3
mieszanych kompanii, Indian Abenaki z Becancour, Algonkinów i Indian
Nippissing. Trzecia kolumna dowodzona przez kapitana Markiza Ducoin z
Royal
Roussillion Infanterie
wyszła 22 lutego. Składała się z 2 oddziałów wojska, 3
mieszanych kompanii oraz Indian Iroquois z Sault-Saint-Louis(1).
Tego samego dnia, niespodziewanie nastąpiła odwilż powodująca
pękanie lodu na rzece. Opóźniło to wyjście czwartej kolumny,
która 25 lutego opuściła w końcu Fort Saint-Jean. Składała się
z oddziału grenadierów, kompanii ochotników, 4 mieszanych
kompanii, Indian Iroquois z Deux-Montagnes i Huronów z Lorette.
Odwilż
zatrzymała również 3 poprzednie kolumny, którym zamokło
zaopatrzenie i zmusiło do oczekiwania na nową dostawę. Markiz de
Longueuil z Huronami z Lorette, będąc oddzielony od swojej kolumny,
dołączył do kolumny
pierwszej dowodzonej przez Saint-Martina. Po przybyciu do Fortu
Saint-Frederic (późniejszy Crown Point) przygotowali wszystko dla
nadchodzących następnych oddziałów. Marsz tych oddziałów
odbywał się z wieloma perypetiami spowodowanymi złą pogodą.
Jednak sukcesywnie kolumny przybywały do fortu by wreszcie 5 marca
wszystkie osiągnęły Fort Saint-Frederic.
Tymczasem
Rigaud wysłał wcześniej dowódcę artylerii, kapitana Markiza le
Chevalier Lemercier do Fortu Carillon (późniejszy Fort Ticonderoga)
celem poczynienia odpowiednich przygotowań do planowanej operacji.
Miał on nadzorować naprawę muszkietów i wykonanie około 300
drabin oblężniczych.
Ciągle
trwająca odwilż coraz bardziej opóźniała marsz Francuzów. 15
marca dotarli wreszcie do Fortu Carillon skąd zabrano drabiny i
rozpoczęto przygotowania do przejścia z Jeziora Champlain na
Jezioro Saint-Sacrament (Jezioro
George). O świcie, 16 marca około 100 Indian wyszło na zwiad a
następnie wyruszyła kolumna osłaniana z boków przez Langueuila z
Indianami podzielonymi na dwie grupy. W przedniej straży szła
kompania ochotników z Montrealu wyszukując miejsc na odpoczynek.
Indiańscy zwiadowcy rozpoznawali wzgórza przed kolumną wojska i
szukali śladów wroga. 17 marca kolumna podeszła do drogi do Fortu
George a rankiem następnego dnia była 6 km od osłoniętego
wzgórzami Fortu George (Fort William Henry czasem nazywany był
fortem George choć pewnie chodzi o ufortyfikowany obóz, zimą nie
obsadzony załogą). Wieczorem 18 marca, ciągle niezauważeni
Francuzi byli już w pobliżu Fortu William Henry. Rigaud rozdzielił
Poulhariee, Dumasa i Lemerciera z Francuzami i Indianami do
obserwacji fortu z oddalonych o 2 km wzgórz. Rigaud planował
wykorzystać zaskoczenie i wspiąć się po drabinach na mury. Jeśli
by się to nie udało, pozostawało blokować fort i zniszczyć
barki, łodzie, magazyny i wszelkie zabudowania pod fortem.
Garnizon
fortu liczył 346 żołnierzy irlandzkich i rangersów. Dowódcą
fortu był uzdolniony major William Eyre z 44th
Regiment of Foot. Rangersami,
dowodził John Stark. Pod rozkazami Starka było 50 rangersów.
Oficerami Starka byli jego kolega Jonathan Brewer i dobry przyjaciel
(prywatnie sąsiad) James Rogers, starszy brat Roberta Rogersa (James
później, podczas nieobecności porucznika Bulkeleya dowodził
Hobb's Rangers Company).
Brytyjczycy
nie spodziewali się ataku i byli zupełnie nieświadomi zagrożenia.
Tym bardziej, że 17 marca mieli obchodzić święto Św. Patryka(2).
Wieczorem,16 marca Stark przypadkowo dowiedział się, że jego
rangersi, chociaż nie są katolikami zamierzają razem z irlandzkimi
żołnierzami obchodzić święto ich patrona. Wiedział, że
większość żołnierzy to Irlandczycy i jego rangersi też w
większości byli irlandczykami lub jak on sam szkocko-irlandzkiego
pochodzenia. Wiedział też, że świętować będą nadmiernymi
ilościami rumu i świerkowego piwa. Świętowanie było dla nich
okazją do przełamania monotonii obozowego życia. Zdawał sobie
jednak sprawę jakim zagrożeniem dla fortu byliby pijani żołnierze
i rangersi, i jaką to stwarzało okazję do ewentualnego ataku.
Wydał więc stosowne rozkazy markietantowi rangersów, który między
chatami rangersów miał swoje składy. Zakazał mu wydawać
rangersom wszelkich „spirituous liquors” bez jego pisemnej zgody.
Dzięki temu większa część rangersów obchodziła dzień Św.
Patryka
na trzeźwo chociaż protestów, żali i przekleństw Stark słuchać
musiał cały dzień. W tym dniu był najbardziej znienawidzonym
dowódcą. Rangersi stojący na warcie we wschodniej części fortu
przeklinali Starka widząc pod nimi świętujących żołnierzy.
W
czasie gdy większość irlandzkich żołnierzy była pijana, w
pobliżu fortu byli już Francuzi. Irlandzcy żołnierze zmęczeni
wieczornymi balangami i codziennymi, rutynowymi obowiązkami dnia,
noc spędzali w głębokim śnie. Gdy noc 17 marca i następny dzień
minęły spokojnie, Stark przechodząc między barakami rangersów,
widząc ich ponure miny zaczął się zastanawiać czy zrobił dobrze
zakazując im imprezowania z żołnierzami. Jednakże wkrótce jego
przeczucia się sprawdziły gdy jeden z rangersów pilnujących chat
po wschodniej stronie fortu odkrył lekki ruch na zamarzniętym
jeziorze (prawdopodobnie Francuzi sprawdzali grubość lodu). Stark
natychmiast powiadomił komendanta, który rozkazał rangersom
schronić się do fortu. Rozkazał również obudzić wszystkich
żołnierzy i zająć im stanowiska na wałach obronnych. Miano
zachować absolutną ciszę.
Gdy
Rigaud zorientował się, że stracił okazję zaskoczenia, najpierw
wycofał się by kilka godzin później powrócić i otoczyć fort.
Brytyjczycy prowadzili do nich energiczny ale mało skuteczny ostrzał
z muszkietów.
W
nocy z 19 na 20 marca Brytyjczycy znów usłyszeli skradających się
po lodzie Francuzów. Po otwarciu ognia w stronę dochodzących do
nich dźwięków zmusili Francuzów do odwrotu. Kilka prób ponownego
zdobycia murów zakończyło się fiaskiem. W tej sytuacji zgodnie z
rozkazami Francuzi próbowali podpalić 2 żaglowce i pozostawioną
na brzegu dużą ilość łodzi bateaux ale ich mokre naręcza
chrustu zapaliły tylko kilka z nich. Rangersi wyskoczyli z fortu by
je ratować ale było już za późno. Tak te ataki opisywali
Brytyjczycy: „Niedługo potem wróg próbował podejść pod
fort ale napotkał na tak gorące i niespodziewane przyjęcie, że
zmusiło go to do wycofania się” i dalej: „Nie było
widać śladów Francuzów ale nocą powrócili...zamierzając wspiąć
się na mury
ale obrońcy nieustannym ogniem, gdy tylko podchodzili robili ich
zamysł bezskutecznym”.
Następnego
dnia, w niedzielę 20 marca w odległości około 1 mili od fortu
Brytyjczycy dostrzegli zdradzający położenie francuskiego obozu
dym. Major Eyre natychmiast rozkazał rangersom wyjść na
rozpoznanie. Rangersi powrócili przed południem informując, że
Francuzów jest bardzo dużo i szykują się do następnego ataku.
Około 12:00 w południe cała armia francuska wyszła na jezioro
zbliżając się do fortu. Brytyjczycy poczuli grozę, patrząc z
wysokości wałów na idące jak okiem sięgnąć wojsko. Francuzi
nieśli ze sobą drabiny oblężnicze i duże ilości suchego
chrustu. Oddział Indian wysłano do zablokowania drogi do Fort
Edward. Jednakże idący na czele Francuzi zaczęli machać do
Brytyjczyków flagą. Brytyjski oficer z kilkoma ludźmi wyszedł na
spotkanie i z zawiązanymi oczami przyprowadził do fortu szefa
kanadyjskiej artylerii François-Marc-Antoine le Merciera. Mercier w
imieniu Rigauda przekazał majorowi Eyre propozycję poddania fortu
na bardzo korzystnych warunkach. W razie odmowy zagroził generalnym
szturmem i masakrą. Eyre odpowiedział, że będzie się bronił do
końca. Merciera z ponownie zawiązanymi oczami wyprowadzono z fortu.
Rigaud użył tych negocjacji jako małej dywersji. Nie mogąc
wcześniej zdobyć murów wysłał Merciera by od wewnątrz podejrzał
najsłabsze miejsca do uderzenia. Teraz należało spodziewać się
oczekiwanego ataku. Armia francuska zbliżyła się do fortu,
rozpoczęto obustronną kanonadę. John Stark wspominał później w
swoich dziennikach, że nawet chorzy na szkorbut(3)
żołnierze i rangersi z ewakuowanego do fortu szpitala, którzy
mogli chodzić wstali z łóżek i stanęli na szańcach obronnych.
Jednak spodziewanego generalnego szturmu nie było, Francuzi skupili
się na paleniu brytyjskiej floty i wszystkiego pod fortem.
W
nocy z 20 na 21 marca Francuzi rozpalili kilka ognisk. Kanadyjscy
ochotnicy podpalili ponad 300 bateaux i 3 żaglowce. Brytyjczycy
odpowiedzieli tylko kilkoma salwami armatnimi i bombami. Podpalono
również 30 sążni(4)
drewna opałowego dla garnizonu, magazyny pełne ubrań, broni i
wyposażenia. Przed świtem prawie wszystko wokół Fortu William
Henry było w ogniu. Brytyjczycy mieli dużo szczęścia, że nie
było wiatru, gdyby nie to drewniane elementy palisady zapaliłyby
się od temperatury.
Około
godziny 10:00, 21 marca, ogień przygasł a zaczął sypać gęsty
śnieg. Opady trwały cały dzień i całą noc pokrywając jezioro i
ziemię ponad metrową warstwą śniegu.
Nocą
z 21 na 22 marca kontynuowano oblężenie mimo bardzo złej pogody.
Burza śnieżna i topniejący śnieg prawie całkowicie
uniemożliwiały rozpalenie jakiegokolwiek ognia. Ostatnim, nie
podpalonym jeszcze żaglowcem był duży, prawie gotowy do wodowania
okręt, niemal stykający się bukszprytem z jednym z bastionów
fortu. Rozzłoszczony odwilżą i narzekającymi Indianami francuski
dowódca przywiązywał bardzo dużą wagę do jego zniszczenia.
Zatem rankiem 22 marca grupa 20 francuskich ochotników i żołnierzy
dowodzonych przez Markiza Wolfa podjęła śmiałą próbę
podpalenia stojącego na drewnianej pochylni okrętu, nie spalonych
jeszcze niektórych magazynów, szpitala, tartaku, zapasów bali i
tarcicy oraz kilkunastu chat rangersów. Ustawienie ich było takie,
że były chronione ogniem fortowych muszkietów. Jednak komendant
Eyre widząc determinację Francuzów postanowił poświęcić
wszystkie zewnętrzne budynki. Rangersi musieli patrzeć jak płonie
ich dobytek pozostawiony
w pośpiesznie opuszczonych chatach. Błagali by pozwolić im zrobić
wypad celem odrzucenia wroga i ratowania pozostawionych rzeczy.
Ostatecznie łupem Francuzów padły 2 galery 28-30 wiosłowe i część
zabudowań pod fortem, w tym chaty rangersów. Straty Francuzów w
tym wypadzie to 5 żołnierzy, 1 oficer i ranny wojownik indiański.
(4) Miara miała długość
rozpostartych ramion dorosłego mężczyzny. Pochodną sążnia jest
sąg
– jako sześcienna miara drewna
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz