26 kwietnia 2020

Zapomniany James Smith, cz. 1

      James Smith, urodzony w dzisiejszym Mercersburgu w Pensylwania 26 listopada 1737 roku, stał się legendarną postacią pogranicza - Indianin, biały zwiadowca, żołnierz i oficer oraz amerykański patriota został zapomniany zaraz po śmierci. Na szczęście pamięć o nim przetrwała .
      James został schwytany w maju 1755 r. przez Indian Delawarów gdy pracował przy budowie tzw. drogi Braddocka i zabrano go do Fortu Duquesne. Znajdujący się w obrębie Fort Duquesne (obecnie Pittsburgh) młody, zaledwie 18-letni James Smith obserwował niezbyt liczną grupę Indian, francuskich Kanadyjczyków oraz żołnierzy stanowiących załogę Duquesne, którzy wyruszali na spotkanie z armią angielskiego generała Edwarda Braddocka. Smith spodziewał się, że Braddock rozgromi wroga, zajmie francuski fort w widłach Ohio a tym samym wyratuje go i oswobodzi z niewoli. Niestety – późnym popołudniem tego samego dnia, 9 lipca 1755 r. Francuzi i ich indiańscy sojusznicy wrócili w chwale zwycięzców, a Smith wkrótce usłyszał przerażające krzyki torturowanych brytyjskich jeńców, których obdzierano ze skóry i palono żywcem . „Wydawało mi się” - napisał później Smith - „jakby piekielne moce zstąpiły na ziemię”. Nieco później, Smith dowiedział się, że Francuzi i Indianie stracili zaledwie kilkunastu ludzi, podczas gdy Brytyjczycy zostawili na polu bitwy prawie 500 ludzi, nie licząc strat jakie ponieśli podczas odwrotu. Ta katastrofalna porażka była dla Brytyjczyków raczej mało chwalebnym początkiem wojny z Francuzami i Indianami. Była jednak pierwszą bardzo ważną lekcją jaką odebrał Smith, która dotyczyła indiańskich sposobów prowadzenia wojny. Już niebawem, Smith zostanie ekspertem w dziedzinie taktyki i strategii indiańskiej ale także i ogólnie życia Indian.
      Młody Smith został schwytany przez Delawarów i Caughnawaga tuż przed nieszczęsną próbą zajęcia Fortu Duquesne przez Braddocka. Zapewne z powodu młodego wieku, został przeznaczony do adopcji, co wiązało się z koniecznością pokonania tzw. „ścieżki życia„ – tuż za fortem Smith, jak wielu innych , był zmuszony przebiec między dwoma szpalerami Indian, którzy pobili go podczas próby, prawie do nieprzytomności. Ale tylko tak można było zostać Indianinem. Ludzie słabego ducha i odporności byli odsiewani podczas takiej próby. Jakiś czas po klęsce Braddocka, kiedy Smith wydobrzał a jego rany wygoiły się na tyle by można było wyruszyć w podróż, Indianie zabrali go z Fort Duquesne, mimo że usilnie prosił ich by pozostawili go pomiędzy Francuzami. Odmówiono jego prośbie. Nie zostawia się przecież braci pośród białych, choćby i Francuzów. Smith teraz był jednym z nich.
      Podczas ostatecznego dopełnienia ceremonii adopcji w wiosce Caughnawaga nad rzeką Allegheny, młody Smith został zanurzony i obmyty w rzece, włosy na głowie, prócz loku skalpowego, zostały mu dokładnie wygolone za pomocą noża i wyskubane do cna przy pomocy ciepłego popiołu. Przebito mu uszy i założono kolczyki. Dostał także piękne, nowe ubrania oraz niezbędne osobiste wyposażeni jakie powinien posiadać każdy wojownik. Po latach, w swoich pamiętnikach zatytułowanych „Relacje z niezwykłych wydarzeń z życia i podróży płk. Jamesa Smitha” (An account of the remarkable occurrences in the life and travels of Colonel James Smith) Smith zanotował przemowę wodza Caughnawaga, który przemówił do niego poprzez tłumacza: „Mój synu, jesteś teraz ciałem z naszego ciała i kością z kości . Podczas ceremonii, która odbyła się tu dziś, każda kropla białej krwi została wypłukana z twoich żył; należysz teraz do wojowniczego narodu Caughnawaga; jesteś adoptowany do wielkiej rodziny i teraz z wielką powagą zostałeś przyjęty w pokoju na miejsce wielkiego człowieka”. Smith zapisał w pamiętnikach, że Indianie w żaden sposób nie uchybili mu nigdy z powodu jego koloru skóry podczas jego pobytu wśród nich. Był teraz Indianinem i członkiem plemienia. Traktowali go więc uczciwie pod każdym względem przez pięć lat jakie spędził wśród nich.


adopcja Jamesa Smith'a


      Kiedy wódz Caughnawaga skomentował, że Smith został adoptowany „w pokoju i na miejsce wielkiego człowieka” było to dosłowne sformułowanie: jeńcy adoptowani do plemion indiańskich mieli zając miejsca po zabitych lub zmarłych członkach plemienia. Jeśli Smith nawet nieświadomie odstępował od wyznaczonej mu roli wojownika, był natychmiast krytykowany i pouczany. Na przykład, kiedy na początku swej nowej drogi życia pośród Caughnawaga, Smith pomógł kobietom wykarczować teren pod nowe pole kukurydzy został zganiony przez starszych, którzy powiedzieli mu, że został adoptowany w miejsce wielkiego mężczyzny i nie może kopać kukurydzy jak jakaś kobieta. Aby sprostać oczekiwaniom Indian nowy „Indianin” musiał zostać mężczyzną Caughnawag, znawcą lasu, doświadczonym myśliwym i wojownikiem. Smith w końcu stał się nim wszystkimi. Swój kunszt wybitnego wojownika i człowieka lasu potwierdził jednak dopiero po tym jak opuścił Indian.
      Nie jest jasne, czy Smith kiedykolwiek dołączył do jakiejś wyprawy wojennej Indian podczas najazdów na graniczne osiedla białych. Jeśli wziął udział w jakimś napadzie to nie pozostał po tym fakcie żaden ślad choć jest raczej mało prawdopodobne by współplemieńcy pozwolili mu zająć zupełny neutralną postawę. Jak sam wspominał, starał się mimo wszystko, w jakimś sensie pozostać lojalny wobec białej społeczności, a przyłączenie się do Indian w wojnie przeciwko nim, jak zrobili to niektórzy adoptowani biali , byłoby dla niego hańbiącym postępowaniem. Mimo wszystko to Smith był dumny ze swoich osiągnięć choćby jako świetnego myśliwego i w pewnym sensie musiał być to dla niego powód do wstydu. Pozostawał w wiosce ze starymi mężczyznami, kobietami i małymi dziećmi, podczas gdy chłopcy w wieku 12 lat wyruszali na wojnę. Mimo takiego istnego balansowania na linie Smith w rzeczywistości był bardzo zainteresowany tematyką wojny i wykorzystał zaufanie Indian aby zbierać wszelkie możliwe informacje na temat strategii Indian. W swoim „Traktacie o trybie i sposobie wojny indiańskiej” wyjaśnił, w jaki sposób słuchał planów bitewnych Indian i zanotował w swoim dzienniku: „Słuchałem Indian, gdy mieszkałem pośród nich, opowiadali mi we własnym języku, który dobrze znałem o wielu różnych fortelach dzięki którym wielokrotnie przechytrzali białych ludzi…dzięki tym rozmowom, miałem tak wielką okazję poznać ich szczególne sposoby prowadzenia wojny, jak żaden ze współcześnie żyjących białych ”

 
artystyczna wizja wyglądu Smith'a



     Niezwykle ciekawe były dyskusje Indian na temat brytyjskiej taktyki wojskowej, które udało się usłyszeć Smithowi. Podczas gdy podstawową zasadą indiańskiej sztuki wojennej było unikanie strat własnych i walka z zaskoczenia przy wykorzystaniu wszelkich możliwych forteli i zasadzek, Brytyjczycy według Indian robili wszystko by dać się zaskoczyć, nie zachowując żadnej ostrożności i maszerując w ścisłej kolumnie. I grzechem było również to, że bardzo powoli uczyli się na własnych błędach. Przykładowo, po ciężkiej lekcji jaką odebrali nad Monongahelą, wydawało się, że może wyciągną jakieś wnioski. Jednak w 1758 r. pułkownik James Grant, którego wojska stanowiły szpicę armii Johna Forbesa, sprytnie poprowadził swoich szkockich górali z 77 Regimentu Piechoty (Montgomerie's Highlanders), forsownym nocnym marszem, po czym rozbił obóz na wzgórzu w odległości mili od francuskiego fortu Duquesne. Według Indian, Grant winien był z marszu atakować fort. Niestety Anglicy zdradzili swoją obecność nad ranem gdy werble, a co gorsza dudy zagrały na zbiórkę. Bardzo szybko Szkoci zostali po cichu otoczeni przez Indian i francuskich żołnierzy, którzy wybili Szkotów niemal do nogi, zaś wziętych do niewoli ponabijali na pale, a ich kilty umieszczono poniżej nich. Stary wódz - Tecaughretanego, wspomniał również o fatalnym w skutkach fakcie spożywania przez żołnierzy Granta znacznych ilości alkoholu. Była to bitwa o Fort Duquesne w dniu 14 września 1758 r.


cdn. 

oprac. Naszyjnik

Projekt Ameryka XVIII w. - Pete Gordon

 Mieszkańcy brytyjskich kolonii od ich zarania, jak i w interesującym nas XVIII wieku nie mieli łatwego życia. Poszerzanie terytorium kolo...