29 grudnia 2014

FIW w obrazach - Griffing

    Robert Griffing urodził się w 1940 roku w Linesville w Pensylvania. Tam też dorastał włócząc się wokół brzegów Jeziora Pymatuning zbierając kamienne artefakty. Były one kluczowym czynnikiem w jego późniejszym zamiłowaniu do historii i kultury tubylczych amerykanów. Po ukończeniu studiów w Art Institute w Pittsburgh przez 30 lat pracował w reklamie. Później postanowił poświęcić swój czas i energię na realizację swej wcześniejszej fascynacji Wschodnimi Indianami Leśnymi. Zachętą było entuzjastyczne przyjęcie jego pierwszych obrazów i grafik. Wiedzę czerpie ze swej obszernej biblioteki książek, artykułów historycznych i dzienników oraz ze spotkań z historykami, od których zdobywa wiele informacji. Pomocni są również przyjaciele rekonstruktorzy, którzy pozują do niektórych postaci w jego obrazach.

     Robert Griffing przedstawia się jako malarz scen ukazujących XVIII wiecznych Indian Leśnych. Malarstwo jego skupia się na okresie początkowych lat chaosu i niepewności plemion leśnych i ich walce o przetrwanie przed wdzierającymi się europejczykami. Griffing ma nadzieję, że jego malarstwo rzuci trochę więcej światła na ten niedostrzegany przez społeczeństwo okres, który zdominowany został przez amerykański dziki zachód.
oprac. YP

22 grudnia 2014

Fort William Henry - cz. 4

     Siły, jakimi dysponował Montcalm, były imponujące jak na warunki amerykańskie, a także ze względu na możliwości Nowej Francji. Trzon stanowiło sześć batalionów regularnych o łącznej liczbie 2570 żołnierzy z następujących regimentów : La Reine (369 żołnierzy), Languedoc (322), Guyenne (492), Béarn (464), Le Sarre (451) oraz Royal Roussillon (472). Do dyspozycji były również Troupes de la Marine, czyli samodzielne kompanie piechoty morskiej. Oficerowie tej formacji byli świetnie wyszkoleni i z reguły bardzo doświadczeni. Byli prawdopodobnie najbardziej agresywnymi oficerami w całej francuskiej armii. Żołnierzy piechoty morskiej rekrutowano we Francji, lecz szkolenie odbywało się w Kanadzie. Montcalm utworzył tylko jedną brygadę marines w sile 524 ludzi. Znacznie więcej żołnierzy i oficerów marines było detaszowanych do brygad milicji oraz oddziałów indiańskich. Milicja kanadyjska podzielona była na sześć brygad: St. Ours, Courtemanche, Gaspe, La Corne, Vassan oraz Repentigny o łącznej liczbie 2646 milicjantów. Do tego dochodziła jeszcze kompania ochotników Villiers w sile 300 ludzi. W armii znalazło się też około dwustu oficerów, inżynierów i żołnierzy należących do artylerii pod dowództwem Michela Chartier de Lotbiniere i Françoisa le Mercier. Stanowiło to ponad dwadzieścia procent potencjału ludzkiego Nowej Francji. Siły te zostały wydatnie wzmocnione przez około 1700 indiańskich wojowników z wielu plemion.
     Siły francuskie zostały podzielone na dwie grupy. Zadaniem pierwszej było obejście Jeziora Jerzego. Natomiast druga, pod przewodem samego Montcalma, miała przeprawić się wraz z artylerią na łodziach bateaux. Artylerię, składającą się z 36 dział i 4 ciężkich moździerzy, należało przetransportować na specjalnie skonstruowanych platformach Rzeką Richelieu do Jeziora Jerzego.
      W ciężkich leśnych warunkach woły i konie okazały się całkowicie nieprzydatne. Zresztą woły, pomimo francuskich protestów, szybko zostały zjedzone przez Indian. Do morderczej pracy przy platformach artyleryjskich, złożonych z dwóch łodzi bateaux, wyznaczono 500 żołnierzy. Przenoszenie artylerii ponad portażami Rzeki Rechelieu okazało się wyzwaniem niemal ponad siły. Transport całej artylerii na trasie liczącej ledwie cztery mile zajął dwanaście dni! Bougainville zapisał w dziennikach, że nie jest w stanie opisać w najmniejszym stopniu koszmaru owych czterech mil.                   
     Dwa dni przed ukończeniem transportu dział pierwsza grupa licząca trzy tysiące ludzi (głównie marines oraz milicja) ruszyła drogą wokół zachodniego brzegu Jeziora Jerzego. Dowodził nimi znakomity oficer brygadier François Gaston de Levis. Marsz przez bagna, wzgórza i lasy okazał się niełatwą przeprawą. Po trzech dniach oddział Levisa dotarł do Gananske Bay, gdzie ustawiono obóz w odległości niespełna sześciu mil od Fortu William Henry. Tu też miano zapalić światła sygnałowe dla reszty armii przeprawiającej się jeziorem.
     Główne siły Montcalma rozpoczęły przeprawę 1 sierpnia około godziny 14. Flota składała się z 32 platform artyleryjskich, 250 łodzi bateaux oraz wielkiej liczby indiańskich canoe. Samych Francuzów przeprawiało się niemal cztery tysiące. Montcalm bezbłędnie odnalazł Gananske Bay, dzięki ogniom sygnałowym Levisa, a cała przeprawa zajęła ledwie 10 godzin. Krótko po tym Levis przesunął swój obóz o trzy mile w stronę fortu, aby dać osłonę lądującej armii Montcalma, prawdopodobnie w miejscu zwanym dziś Diamond Point. 2 sierpnia francuska armia w całości znalazła się na brytyjskim brzegu jeziora. Niezwłocznie rozpoczęto też trudną operacje wyładunku całej artylerii. Wkrótce też Montcalm wydał rozkaz nakazujący przesunięcie oddziałów Levisa w kierunku brytyjskiego fortu. W ślad za nimi wyruszyły główne siły pod bezpośrednimi rozkazami Montcalma, o czym szybko doniosły Monro brytyjskie czujki. Około godziny dziewiątej zauważono pierwsze regularne oddziały francuskie w odległości około tysiąca jardów od fortu. Monro bardzo szybko doszedł do wniosku, że sprawą niezmiernej wagi jest utrzymanie kontroli nad drogą do Fortu Edward. Niezwłocznie też pchnął kapitana Richarda Saltonstalla wraz ze 100 żołnierzami z Massachusetts, aby ten postarał się kontrolować drogę i utrzymać łączność z Fortem Edward. Jak na tak ważne zadanie siły, którymi dysponował Saltonstall, były bardziej niż skromne. Bardzo szybko też żołnierze z Massachusetts znaleźli się pod silnym ogniem Indian przemykających pomiędzy drzewami w kierunku drogi. Saltonstall został zmuszony do pośpiesznego odwrotu, mając 19 zabitych, w tym jednego oficera.
      Krótko po pierwszej potyczce Montcalm w obecności Levisa dokonał rozpoznania terenu. Rychło też zdali sobie sprawę, że bezpośredni szturm na oszańcowany obóz lub fort nie wchodzi w rachubę. Atak z pewnością przyniósłby Francuzom ciężkie straty. Montcalm podjął decyzję, że tę operację przeprowadzi po europejsku, prowadząc klasyczne oblężenie z użyciem artylerii. Zanim jednak przystąpiono do prac, Francuzi zdecydowali się wysłać do Monro parlamentariusza z wezwaniem do kapitulacji. W liście do Monro, dostarczonym przez kapitana Fontbrune, Montcalm zapewniał, że całkowicie panuje nad Indianami oraz że żaden wojownik jeszcze nie zginął, co miało dowodzić, iż Indianie nie będą szukać krwawej zemsty na załodze fortu. Nie była to prawda − oficerowie francuscy raportowali o siedmiu wojownikach zabitych w porannej potyczce. Monro odrzucił propozycję kapitulacji. Spodziewał się, że w ciągu trzech dni przybędą posiłki z Fortu Edward, o czym z pełnym przekonaniem pisał w liście do Webba: „Nie mam żadnych wątpliwości, że wkrótce wyślesz nam znaczne posiłki”. 
 
cdn
 
oprac. Marcin Pejasz
 
Louis-Joseph de Montcalm-Gozon Marquis de Saint-Veran
z wikimedia.org
 
 

12 grudnia 2014

Fort William Henry - cz. 3

     W miesiącach poprzedzających atak Fort William Henry wydawał się być mało istotny dla Anglików, w przeciwieństwie do Francuzów. W tym czasie fort został wzmocniony jedynie przez 5 kompanii 35. regimentu Otway, wspomagany przez 2 kompanie rangerów. Dowództwo objął pułkownik Monro, doświadczony żołnierz. 35 pułk był pełen nowych rekrutów dopiero co przybyłych z Anglii. Nie nastrajało to optymistycznie co do ich wartości bojowych, zwłaszcza że Monro mógł się spodziewać rychłej francuskiej ofensywy. 16 czerwca francuski jeniec złapany przez rangerów zeznał, że Francuzi szykują się do ataku. Przed końcem czerwca czterech dezerterów z armii francuskiej przybyło do fortu i powiadomiło Monro, że Francuzi w sile 8000 ludzi są gotowi, by podjąć ofensywę. Byli to czterej Niemcy, którzy zaciągnęli się do armii holenderskiej, lecz później zostali sprzedani Francuzom, co w tamtych czasach nie było niczym niezwykłym. Monro, zaniepokojony sytuacją, wysłał sześć osobnych grup zwiadowczych dla „zasięgnięcia języka”. Nie udało im się jednak zdobyć jeńców, a donieśli jedynie o wielkiej liczebności wojska francuskiego w Forcie Carillon. Mimo wszystko do fortu zaczęto ściągać posiłki 113 żołnierzy regularnych z niezależnej kompanii z Nowego Jorku oraz regimenty prowincjonalne, 551 ludzi z New Jersey, a także 231 żołnierzy z New Hampshire. Monro postanowił po raz kolejny wysłać silny zwiad celem rozpoznania. 22 lipca pułkownik John Parker i 300 żołnierzy z regimentu New Jersey (tzw. blues) oraz z Nowego Jorku, wyruszyło na Jezioro Jerzego w 22 płaskodennych łodziach. Inną grupę zwiadu stanowili Mohawkowie wysłani w okolice Fortu Carillon. Niespełna dwie mile od fortu indiański zwiad Monro zaskoczył 15 francuskich żołnierzy z regimentu Guyenne. Mohawkowie zabili dwóch i ranili trzech innych.
      Pierre Rigaud, który znajdował się w obozie Indian, wysłał natychmiast dwie grupy wojowników, aby odnalazły nieprzyjacielskich wywiadowców. Pierwsza, pod przywództwem Sieur de Villiers, w sile 150 wojowników ruszyła w pościg za Mohawkami. Inna grupa, dowodzona przez de Coibiere, została wysłana wzdłuż północnego brzegu jeziora do miejsca zwanego Sabbath Day Point, aby, jeśli to będzie możliwe, odcięli odwrót Mohawkom. Plan się nie powiódł, Mohawkowie uszli szczęśliwie z życiem, jednak grupa de Coibiere wypatrzyła w nocy na jeziorze kilka niezidentyfikowanych łodzi. Natychmiast ponieśli wieści do głównego obozu. Zorganizowano naprędce silną wyprawę ponad 600 Ottawów, Odżibuejów, Potawatomich i Menominee w canoe oraz 50 Francuzów w łodziach bateaux. Wyprawą kierowali Michel Langlade, Joseph-Hippolyte de Saint oraz François de Corbière. 23 lipca o świcie Indianie i Francuzi zaatakowali z zasadzki flotyllę łodzi pułkownika Parkera w Sabbath Day Point. Parker szybko się zorientował, że Indianie starają się odciąć im możliwość powrotu do Fortu William Henry. Na jeziorze doszło do przerażających scen. Wielu Anglików wpadło podczas walki do jeziora. Bougainville zanotował, że „Indianie wskakiwali do wody i nadziewali Anglików jak ryby. Ostatecznie tylko cztery łodzie z ogólnej liczby dwudziestu dwóch powróciły do Fortu William Henry, wśród nich była również łódź Parkera. Uratowało się jedynie stu ludzi, czyli zaledwie jedna trzecia oddziału. Co najmniej 150 ludzi Parkera dostało się do niewoli. Montcalm chciał, by jeńców odesłano do Montrealu, lecz nie wszyscy Indianie byli skłonni przekazać jeńców Francuzom. Chcieli zabrać ich ze sobą do swoich wiosek, twierdząc, że Francuzi nie będą ich dobrze traktować. W swoich pamiętnikach Bougainville pisał: „Zastanawiam się, jak to jest możliwe, że Indianie dają jeńcom chleb i wino, gdy w tym samym czasie ich współplemieńcy zjadają innych jeńców”. Ostatecznie ustalono, że Montcalm odeśle jeńców do Montrealu. Brańcy mieli być dobrze traktowani i oddani Indianom na ich prośbę, chyba że Indianie zechcieliby ich odsprzedać gubernatorowi Vaudreuil. Indianie nie przekazali jednak wszystkich jeńców. Co najmniej trzech, wedle francuskich relacji, zostało zjedzonych na ucztach wyprawianych po bitwie na jeziorze. Poważniejszym problemem było odejście co najmniej dwustu Ottawów i Mississaugów. Po stoczeniu bitwy i wzięciu skalpów, łupów i jeńców chcieli wracać do domu i cieszyć się z odniesionego zwycięstwa. Dla nich kampania się skończyła. 26 lipca odbyła się narada Montcalma z wodzami. Większość Indian zdecydowała się zostać i wziąć udział w planowanym ataku na Fort William Henry.
 ***
      Wieści o klęsce na jeziorze rozeszły się wśród załogi angielskiego fortu lotem błyskawicy. Powtarzano sobie często wymyślone historie, choć wystarczyłyby w zupełności te prawdziwe, by morale podupadło. Trzy dni po bitwie do Fortu William Henry z Fortu Edward przybył z inspekcją generał Webb w towarzystwie inżyniera Jamesa Montresora i kapitana Thomasa Orda z królewskiej artylerii. Rada oficerów uznała ponad wszelką wątpliwość, że należy bronić fortu. Ustalono również konieczność budowy ufortyfikowanego obozu w pewnym oddaleniu od fortu dla lepszej ochrony drogi wiodącej do Fortu Edward. Ponadto Fort William Henry był przeznaczony dla pięciuset żołnierzy i nie mógł pomieścić wszystkich obrońców. Prace nad budową obozu rozpoczęto 28 lipca. Tego samego dnia ze zwiadu powrócił kapitan Israel Putnam, donosząc o wymarszu Francuzów. Nazajutrz generał Webb bardzo szybko odjechał do Fortu Edward, nie wzbudzając tym podziwu dla swej osobistej odwagi. Po dotarciu na miejsce Webb wysłał Monro dodatkowe oddziały pod dowództwem pułkownika Younga. Siły te składały się z 812 żołnierzy z Massachusetts, 57 z Nowego Jorku, a także 122 ludzi regimentu Royal Americans. Zwiększyło to liczbę obrońców Fortu William Henry do 2372 żołnierzy. Monro napisał list do Webba, informując go, że wszyscy są w dobrym nastroju, i prosząc, aby nie wysyłał posiłków dopóki nie zgromadzi odpowiednio wielkiej siły, aby odeprzeć Francuzów. Na to jednak nie starczyło już czasu. Machina wojenna Montcalma ruszyła.

cdn.
                                                                                                                               oprac. Marcin Pejasz 

http://www.quazoo.com/q/French_and_Indian_War      


4 grudnia 2014

Domostwa Indian Ojibway

      Indianie Ojibwa korzystali z czterech różnorakich domostw dających ich rodzinom schronienie i poczucie bezpieczeństwa były to : kopulaste bądź stożkowate wigwamy budowane w okresach zimowych jak i budowane latem  “domy” o ścianach z kory oraz  także stożkowate wigwamy.
     Wigwamy o kształcie kopuły budowano w oparciu o konstrukcję z gietkich tyczek, utwierdzonych u podstawy i związanych razem na szczycie co tworzyło w efekcie ułożone równolegle wzgledem siebie serie łuków. Całość opasywano giętkimi tyczkami, które mocno wiązano ale prostopadle do już powstałej częściowo konstrukcji. Połączeń dokonywano za pomocą “linek” uzyskiwanych z zielonych gałęzi. Ściany i sufit wigwamu tworzono poprzez wyplatane z roślinności szuwarowej maty. Większe kawałki kory brzozy, jesionu lub wiązu układano na matach wykonanych z traw  na dachu by tym samym zapewnić sobie ich nieprzemakalność. Zarówno maty z traw jak i odcinki kory kładziono na konstrukcji wigwamu metodą gontów.  
     Szkielet wigwamu stanowił solidną, trwałą konstrukcję natomiast jego pokrycie często wykorzystywano wielokrotnie. W stałych obozowiskach “podłoga” wigwamu kształtem przypominała prostokąt. Kształt okrągły rezerwowano do konstrukcji szałasu potu, schronień dla kobiet w okresie miesiączki lub schronień tymczasowych.
     Konstrukcje stożkowe, pokrywano, podobnie jak wigwamy, korą brzozy i także “uzbrajano” w maty wykonane z dostępnych traw oraz kawałki kory brzozy lub jesionu, lecz w tym przypadku nie tworzono z giętkich tyczek konstrukcji kopuły a wyraźny stożek, przypominajacy w miejscu wiązań literę A.   
     Stożkowe domostwa o ścianach z kory były solidne i trwałe lecz wykorzystywano je jedynie w okresach letnich. Budowano je na planie prostokąta a konstrukcję całości tworzyły tyczki sosny, jesionu lub dębu. Wejście zabezpieczano rodzajem “pokrywy - klapy” wykonanej z kory jesionu lub jałowca wirginijskiego. Całość bardzo przypominała Długi Dom Irokezów aczkolwiek Ojibwa wykonywali te budowle wyłącznie na użytek pojedyńczych rodzin.
   Konstrukcje domostw stożkowych składały się z ramy pozwalajacej uzyskać średnicę mieszkalną  wynoszącą od 10 do 16 stóp i wysoką na jakieś 6 do 10 stóp. Takie konstrukcje, pomimo tego że pokryte korą brzozy, gałęziami lub później materiałami tekstylnymi, swym kształtem bardzo przypominały tipi mieszkańców zarówno Nowej Anglii jak i Równin.
    Schronienia tymczasowe także bazowały na stożkowatej konstrukcji z tyczek aczkolwiek tu dla odmiany pokrywano je zielonymi gałęziami jodły lub innymi “wiecznie” zielonymi gałęziami drzew iglastych przy zachowaniu zasady iż montowano je zawsze gałązkami “do dołu”. Takie schronienia powstawały podczas wypraw łowieckich lub połowu ryb. Dobrze wykonane skutecznie chroniły przed deszczem i były dość wygodne.
    Otwór dymny zazwyczaj tworzono w centralnym miejscu “dachu” wigwamu kopulastego, wyjątkiem były wigwamy stożkowe gdzie sama konstrukcja z tyczek wymuszała powstanie otworu wylotowego dla dymu w miejscu wiązania tyczek i nie zmuszała do dodatkowych czynności “budowlanych” w tym zakresie. Ognisko podtrzymywano za pomocą czterech grubszych gałęzi leżących “promieniście” na ziemi i częściowo włożonych w ogień /całość przypominała układ szprych w kole roweru/. W momencie wypalenia się fragmentu gałęzi przesuwano ją po prostu do ognia, tak by płomień ogarnął pozostałą część tej gałęzi. Ogień z reguły był o małym płomieniu, czysty, prawie bezdymu. Wokół ogniska w wigwamie przygotowywano posłania, organizowano także miesce dla dodatkowych ubrań, broni i innych sprzętów należących do danej rodziny. Posłania z reguły tworzyły ułożone jedne na drugim w mini stos skóry lub koce rozciągnięte na wcześniej ułożonych sprężystych gałęziach świerku czy cykuty /conium maculatum/, które rozkładano albo bezpośrednio na ziemi lub też na matach leżących na specjalnym podwyższeniu – platformie. Zasłonę wejściową tworzyła duża skóra karibu lub innego większego zwierzęcia, ostatecznie używano także większych fragentów kory. Tak przygotowaną zasłonę wieszano nad wejściem do wigwamu.
    Większość stałych budowli wyposażano w platformy półkowe o szerokości około 18 cali lub więcej i instalowano je na wysokości około stopy nad powierzchnią gruntu. Wykonane jako dłuższe aniżeli wymagałoby posłanie służyły zarówno za łóżko, krzesło, stół czy ława do pracy. Na ziemi rozciągano z reguły maty wykonane /utkane/ z kory i trzciny, które z kolei pełniły funkcję wykładziny lub dywanu.
    Pale lecznicze /medicine pole/ stawiano zwykle w pobliżu każdego stałego domostwa.  Pal taki miał około 18 stóp wysokości i umieszczano na nim znaki totemowe właściciela wigwamu, przed którym pal ów był ustawiony. Mogły się na nim znajdować też atrybuty ducha opiekuńczego szamana lub mide /jeden ze stopni wtajemniczenia szamana Stowarzyszenia Midewiwin/ odprawiającego lecznicze ceremonie i ku czemu taki pal akurat wzniesiono. Pal był także symbolem uświęcenia mocy manitou, tajemnej mocy życia.To uświęcenie manitou mogło także przybrać formę daru z materiału calico, w przeszłości jako trudno dostępny miał dużą wartość handlową czy poprzez inny przedmiot mający dużą wartość dla samych Ojibwa.
    Czasami przed wejściem do wigwamu wodza danej grupy stawiano flagę wykonaną z orlich piór. Pióra pochodziły ze skrzydeł i ogona tego ptaka, ciasno je ze sobą związywano za pomocą  łyka. Stosiny piór wpuszczano w jeden koniec tyczki, który wcześniej rozszczepiano  krzemieniem.  Miejsce to z kolei mocno obwiązywano ścięgnami zwierząt i korą. Zanim tyczka stała się “flagą” poddawano ją opalaniu w ogniu i dopiero tak spreparowana mogła służyć całym pokoleniom.
    Po dzień dzisiejszy Ojibwa Lac du Flambeau zamieszkujący stare wioski praktykują ten zwyczaj i stawiają takie flagi przed swymi domostwami. Jedna z nich wykonana jest z miękkiego klonu i na jej szczycie powiewa biała flaga z wymalowanym ptakiem lub innym totemem. Druga flaga z kolei to pień jakiegoś drzewa iglastego ale posiadający gałęzie tylko u swego szczytu. Ich obecność jest znakiem iż w tym miejscu przeprowadzono ceremonie religijne. 
   Z czasem indiańskie wigwamy zostały wyparte przez nowocześniejsze domy z brewion aczkolwiek starsi ludzie ciągle praktykują budowanie tradycyjnych konstrukcji szczególnie w okresach letnich. Wyjątkowe i niepowtarzalne pozostają maty wykorzystywane w schronieniach zimowych, najtrudniejsze w wykonaniu, które jednak dziś wykorzystuje się do tymczasowych domostw letnich. 

tłum. Janusz Cree

Źródło :
Carrie A. Lyford - Ojibwa Crafts

 http://pl.wikipedia.org/wiki/Wigwam


28 listopada 2014

Fort William Henry - cz. 2

     Nie rozwiał się jeszcze dym z muszkietów po bitwie, a już doszło do poważnych rozdźwięków pomiędzy Johnsonem a generałem Shirleyem, który po śmierci Braddocka został na krótko głównodowodzącym wojsk brytyjskich w Ameryce. Johnson przyjął strategię defensywną, obawiając się nowego ataku Francuzów, zaś Shirley był zwolennikiem kontynuowania ofensywy. Twierdził, że należy pójść za ciosem i zdobyć początkowy cel kampanii Fort St. Frederic. Johnson w swoich raportach do Shirleya dość przesadnie podawał, że zginęło co najmniej 1000 francuskich żołnierzy, Dieskau został wzięty do niewoli, a jego zastępca Legardeur de Saint-Pierre został zabity. Były to poważne argumenty w rękach Shirleya, który perswadował Johnsonowi, że po takiej klęsce Francuzi nieprędko zbiorą nowe siły. Mimo to także Shirley dostrzegał problemy związane z ochroną nowo wybudowanej przez Johnsona drogi, która mogła poprowadzić Francuzów bezpośrednio w samo serce kolonii New York.  Poważne problemy stwarzało również odejście Irokezów, którzy po bitwie nad Jeziorem Jerzego powrócili do swych siedzib. Bez skutecznego zwiadu Mohawków Johnson nie chciał ryzykować marszu na Fort St. Frederic. Były też poważne problemy z aprowizacją. Dla 1000 żołnierzy potrzebne było aż 20 tys. funtów żywności, do tego brakowało wozów, którym przejazd z Albany nad Jezioro Jerzego zajmował aż 6 dni. Ostatecznie kres planom dalszej ofensywy położył raport zwiadu majora Rogersa, który poinformował o szybkich postępach przy budowie kolejnej placówki francuskiej silnego Fortu Carillon. W tej sytuacji Johnson zdecydował, że przeciwwagą dla francuskich prac musi być wybudowanie brytyjskiego fortu nad Jeziorem Jerzego. Tak powstał projekt budowy Fortu William Henry. Początkowo chciano wybudować fort dla 100 ludzi, ale po burzliwych dyskusjach rada wojenna przychyliła się do zdania Johnsona, aby wybudować silną fortecę obsadzoną 500-osobowym garnizonem i zaopatrzoną w silną artylerię. Prace miał nadzorować kapitan William Eyre, z zawodu inżynier. Dokonał on trafnego wyboru miejsca na piaszczystych wzgórzach nad samym brzegiem jeziora. Bagna po zachodniej i wschodniej stronie znacznie utrudniały ustawienie nieprzyjacielskiej artylerii. Działa z fortu miały pokryć swym ogniem nieco wyższe wzgórze znajdujące się w kierunku południowo-zachodnim względem fortu.
     Fort William Henry był konstrukcją ziemno-drewnianą budowaną głównie za pomocą łopat. Ściany fortu, mające u podnóża 30 stóp szerokości, były niczym gigantyczne pudła pełne ziemi, wybudowane z ogromnych bali sosnowych. Na parapetach wieńczących ściany przygotowano osłony, zza których piechota mogła prowadzić ostrzał z broni ręcznej. Przygotowano również stanowiska dla artylerii. Wybudowano cztery bastiony w rogach fortu, wyposażone w artylerię, zaś wewnątrz fortu budynki garnizonowe oraz magazyny. Budowa fortu nie przebiegała zgodnie z planem założonym przez Johnsona. Do pracy wyznaczono głównie żołnierzy z pułków prowincjonalnych. Częste dezercje, choroby, niskie morale i niechęć do pracy pod brytyjskim rygorem powodowały opóźnienia. Problemy z dyscypliną pogłębiły jeszcze kłopoty aprowizacyjne spowodowane obfitymi opadami śniegu na początku października. Dodatkowo w listopadzie kończył się termin zaciągu wielu żołnierzy. 9 listopada 500 żołnierzy z regimentu Connecticut odmówiło dalszej pracy. Zgodzili się jednak zostać po obietnicy wysokiej nagrody pieniężnej za dodatkowe 12 dni pracy. Dwa dni później zdezerterowało 70 żołnierzy z prowincji Nowy Jork. Jakby kłopotów nie było dość, animozje pomiędzy oddziałami z różnych części kolonii często kończyły się poważnymi bójkami przy użyciu noży i łopat. Specjalną niechęcią darzyli się żołnierze z Massachusetts i Nowego Jorku. Kłopoty z dyscypliną powodowały kolejne opóźnienia. Wszystkie te problemy wpłynęły na fakt, że dopiero 13 listopada podniesiono królewską flagę nad fortem. Prace wykończeniowe wewnątrz fortu trwały znacznie dłużej.
27 listopada armia wycofała się do Albany. W forcie pozostało 206 żołnierzy z regimentu Massachusetts pod dowództwem pułkownika Jonathana Bagleya. Fort William Henry, wybudowany jako baza do przeprowadzenia ofensywy na Fort St. Frederic, już niebawem miał sam stać się celem ofensywy francuskiej.
 * * *
     W 1756 roku rozpoczęła się francuska kampania pod dowództwem generała Luisa-Josepha markiza de Montcalm, mająca na celu zabezpieczenie francuskich linii komunikacyjnych. Francuskie sukcesy i zajęcie brytyjskiego fortu Oswego spowodowały napływ ogromnej liczby Indian, którzy wspomagali Nową Francję. Późną jesienią do Fortu Carillon przybyło kilkuset Odżibuejów, Potawatomich i Ottawów. W grudniu w Montrealu odbyła się wielka konferencja pomiędzy Indianami a gubernatorem Vaudreuilem. Jej celem była rekrutacja wojowników indiańskich na nową kampanię przeciw Fortowi William Henry. Indianie byli pełni entuzjazmu. Ottawowie odśpiewali pieśń wojenną, prosząc Francuzów: „Ojcze jesteśmy głodni, daj nam świeże mięso chcemy jeść Anglików”. Efekty konferencji przeszły najśmielsze oczekiwania Vaudreuila. Do oddziałów Montcalma przybyli Ottawowie, prowadzeni przez Michela Langlade’a, Odżibueje, Potawatomi oraz 129 Menominee, prowadzeni przez wodza Elk. Przybyli Indianie Winnebago, Saukowie i Fox, Miamowie, Nipissing, a nawet 10 przedstawicieli narodu Iowa. Dołączyło do nich 265 Abenaków, z ich tłumaczem ojcem Pierrem Roubaud, 365 Irokezów, głównie Seneków i Cayugów, a także 52 Huronów z Detroit i Lorette. Taka „międzynarodówka” niosła ze sobą spore ryzyko. Nie lubili się zwłaszcza Ottawowie z Foxami nawet błahy powód mógłby doprowadzić do wybuchu walki między zwaśnionymi plemionami.
      Wielka ilość wojowników po stronie Nowej Francji spowodowała, że tereny pomiędzy Fortem Carillon a Fortem William Henry znalazły się całkowicie we władaniu Indian. Jakikolwiek brytyjski zwiad w kierunku północnym był prawie niemożliwy. Bez ustanku też z obozu francuskiego wyruszały indiańskie wyprawy, których celem było pochwycenie jeńców oraz zdobycie skalpów. Wiosną 1757 roku Langlade i jego Ottawowie zdobyli podczas zwiadu cztery skalpy i trzech jeńców, zaś Chevalier de Longueuil wraz z Senekami wziął siedmiu jeńców. 30 czerwca podczas leśnej potyczki Caughnawaga wzięli do niewoli trzech angielskich rangersów; byli to dwaj Mohikanie ze Stockbridge i jeden Anglik. Biały jeniec został zjedzony, natomiast „Mohikanie, których mięso nie jest apetyczne, zostali spaleni”. Francuzi z reguły nie interweniowali w takich sytuacjach, choć oczywiście zdawali sobie sprawę z tego, co się dzieje w obozach indiańskich. Oficerowie niedawno przybyli z Montcalmem do Ameryki, mówiąc delikatnie, nie przepadali za Indianami. Jednak bez względu na te odczucia Indianie byli im niezbędni do prowadzenia wojny na lesistych i dzikich terenach Ameryki. Inaczej na te sprawy zapatrywali się oficerowie urodzeni w Kanadzie lub długo tu przebywający żołnierze z tzw. Kompanii Piechoty Morskiej (Compagnies Franches de la Marine). Ci ludzie byli przyzwyczajenie do okrucieństw Mohawków i nie widzieli powodu, by nie odpłacać im „pięknym za nadobne”. 
 
 
cdn.
  oprac. Marcin Pejasz

 
                                                     rys. autora                                                                                              

 
Bibliografia:
Castle I., Fort William Henry 175557, Osprey Publishing 2013
Fowler W.M., Empires at War, Walker Publishing Company 2006
Grzybowski S., Tomahawki i muszkiety, Wiedza Powszechna 1965
Skinner C.A., The Upper Country, The Johns Hopkins University Press 2008
Steel I.K., Betrayals: Fort William Henry & the Massacre, Oxford University Press 1993
Steel I.K., Warpaths: Invasions of North America, Oxford University Press 1994
 
 

20 listopada 2014

Fort William Henry - cz. 1

Cała Ameryka Północna będzie stracona, jeżeli takie praktyki będą tolerowane. Żadna wojna nie będzie gorsza dla tego kraju” − grzmiał książę Newcastle na wieść o kapitulacji Fortu Necessity.
     W lutym 1754 roku Francuzi zbudowali w widłach rzeki Ohio potężny Fort Duquesne. Miało to utrudnić lub wręcz zastopować angielskie plany, których celem było opanowanie tego terytorium. Anglicy próbowali rozwiązań dyplomatycznych, wysyłając noty informujące francuskich oficerów, że znajdują się na terytorium podległym koronie brytyjskiej i powinni je bezzwłocznie opuścić. Sprawa przynależności prawnej spornych terenów była mniej istotna − najważniejsze było znaczenie strategiczne doliny Ohio. Dla Francuzów stanowiła najkrótszą drogę z Kanady do Luizjany, dla Anglików największe znaczenie miały jej żyzne gleby i dogodne położenie na zapleczu Wirginii.
     Brytyjskie noty dyplomatyczne nie doczekały się żadnego odzewu, a skoro dyplomacja zawiodła, Anglicy postanowili użyć siły. Gubernator Wirginii Robert Dinwiddie w kwietniu 1754 roku wysłał George’a Washingtona na czele 159 milicjantów z Wirginii i kilku indiańskich zwiadowców celem usunięcia Francuzów z wideł rzeki Ohio. Interwencja ta zakończyła się całkowitą klęską. Washington, otoczony przez znaczne siły Francuzów i ich indiańskich sojuszników, straciwszy uprzednio w walce kilkudziesięciu ludzi, był zmuszony 4 lipca skapitulować w Forcie Necessity, zastrzegając sobie prawo swobodnego odwrotu poza Aleghenny. Wydarzenia nad Ohio stały się początkiem wojny siedmioletniej, która wybuchła w 1756 roku. W Europie Anglia i Prusy musiały stawić czoła potężnej koalicji złożonej z Francji, Austrii, Rosji, Szwecji i Saksonii. W Ameryce starcia rozpoczęły się półtora roku wcześniej i zyskały miano wojny Francuzów i Indian.
Anglicy zdawali sobie sprawę, iż tym razem będzie to ostatnia wojna kolonialna w Ameryce, a stawką jest władza nad całym kontynentem. Dzięki interwencji Wilhelma Augustusa, księcia Cumberland, król Jerzy II zgodził się wysłać do Ameryki dwa regularne regimenty piechoty oraz − jako dowodzącego − generała majora Edwarda Baddocka z Cumberland Coldstream Guard, zdolnego i doświadczonego oficera.
Celem brytyjskich operacji wojskowych miały być widły rzeki Ohio oraz francuskie forty St. Frederic i Niagara. Pierwszym celem stał się Fort Duquesne nad Ohio. Z trudem zorganizowana wyprawa pod wodzą generała Braddocka zakończyła się 9 lipca 1755 roku starciem nad Potokiem Żółwia. Anglicy, zaatakowani z zasadzki przez garstkę francuskich wojsk regularnych i kilkuset Indian, ponieśli całkowitą klęskę, tracąc 456 zabitych i wielu rannych. Zginął także generał Braddock, a fakt, że jakimś Brytyjczykom udało się przeżyć i wycofać, można tłumaczyć ogromem zdobytych przez Indian łupów, których zebranie zajęło im kilka dni. Nie ścigali więc zbyt energicznie wycofujących się w popłochu żołnierzy angielskich.
    Wyprawę na Fort Niagara powierzono Williamowi Shirleyowi, gubernatorowi Massachusetts. Jednak trudy wyprawy, liczne dezercje, zwłaszcza z oddziałów prowincjonalnych, oraz przerażające wieści o klęsce Braddocka spowodowały, że dotarłszy do miasta Oswego we wrześniu, postanowił on przełożyć atak na Fort Niagara na następny rok. Ostatnia ekspedycja wojsk brytyjskich wyruszyła z Albany do Fortu St. Frederic nad jeziorem Champlain. Wyprawa składała się z 3500 żołnierzy kolonialnych oraz 300 Irokezów, prowadzonych przez słynnego wodza Hendricka, mającego wówczas rangę pierwszego Indianina Ameryki. Całością sił dowodził William Johnson, zwany przez Irokezów Warraghiyagey, czyli „Ten, który robi wielkie interesy”, lub prościej „Ten, który dużo może”. Dwukrotnie żonaty z Irokezkami, adoptowany przez straszliwych Mohawków, był swego czasu wielkim pośrednikiem w handlu z Irokezami, dzięki czemu miał na nich wielki wpływ. W roku 1754 otrzymał od Jerzego II stanowisko superintendenta do spraw indiańskich, a w roku następnym nominację na generała. Powierzono mu zdobycie francuskich fortów nad jeziorami Saint Sacrement oraz Champlain. Teraz płynął w górę rzeki Hudson, wioząc ze sobą 16 armat. Jego żołnierze zbudowali bazę zaopatrzeniową nazwaną Fortem Edward, po czym wytyczyli 16-milową drogę wiodącą nad jezioro Saint Sacrement, które Johnson na cześć króla nazwał Jeziorem Jerzego. Rychło jego Irokescy zwiadowcy donieśli mu o obecności w okolicy znacznych sił wroga. Były to wojska francuskie, liczące 3000 ludzi, w tym 1100 żołnierzy regularnych, 1300 kanadyjskich milicjantów oraz 600 wojowników indiańskich. Dowodził nimi generał
     Jean-Armand baron de Dieskau, ulubieniec legendarnego Maurycego Saskiego. Teraz, mając do dyspozycji znaczne siły, postanowił zaatakować Fort Edward. Jednak spotkał się z odmową swoich sojuszników indiańskich, głównie profrancuskich chrześcijańskich Irokezów z Caughnawaga. Wielu badaczy przypisuje ten fakt temu, że Irokezi z Caughnawaga mieli krewnych pośród Irokezów wspomagających wojska brytyjskie. Jednak ich późniejsze wyczyny mogą temu przeczyć. Wydaje się bardziej prawdopodobne, że Indianie czuli niechęć do atakowania umocnionych fortów bronionych przez artylerię. To nie był ich sposób prowadzenia wojny. Również milicjanci kanadyjscy odnieśli się z niechęcią do ataku na umocnienia brytyjskie. W zaistniałej sytuacji baron de Dieskau postanowił zaatakować obóz Johnsona założony na drugim końcu wybudowanej przez niego 16-milowej drogi. Okoliczności zdawały się temu sprzyjać, jako że w jego stronę maszerowały znaczne siły angielskie. Oddziały francusko-indiańskie przyczaiły się w zasadzce, czekając na Anglików. Zbyt wcześnie oddany strzał, co przypisuje się, być może słusznie, Caughnawagom chcącym ostrzec swych proangielskich pobratymców, zniweczył doskonałą pułapkę. Jednak i tak starcie zakończyło się klęską Anglików, którzy stracili 50 zabitych. Irokezów zginęło 40, wraz z Hendrickiem, który padł pchnięty francuskim bagnetem. Wzięto też sporo jeńców spośród Irokezów wspomagających Johnsona. Co ciekawe, wszyscy oni zostali bezlitośnie wymordowani jeszcze tego samego dnia. Francuzi twierdzili, iż Caughnawaga tak bardzo nienawidzą Mohawków Johnsona, że odmówili brania ich w niewole. Nie jest całkowicie jasne czy Caughnawaga wzięli czynny udział w mordowaniu jeńców czy też należy to przypisać wyłącznie Francuzom. Dieskau chciał wedrzeć się do obozu Johnsona „na plecach” wycofujących się Anglików, jednak znów spotkał się z oporem „swoich” Indian. Zdobyli już łupy i skalpy w zasadzce i nie było sensu wdawać się w walkę, która mogła przynieść znaczne straty i wątpliwe zyski. W tej sytuacji atak na obóz brytyjski podjęli jedynie francuscy żołnierze regularni. Jednak ich atak został krwawo odparty, a ranny Dieskau dostał się do niewoli. Tego dnia doszło do jeszcze jednego starcia, w którym Francuzi rozbili odział brytyjski idący na pomoc z Fortu Edward. W ciągu całego dnia Anglicy stracili 331 ludzi, a Francuzi 339. Jednak to Johnson był panem sytuacji i utrzymał swoje pozycje. Irokezi wspomagający Johnsona ponieśli w tych walkach tak wielkie straty, że przez najbliższe lata nie pospieszyli Anglikom ze znaczniejszą pomocą.

cdn.

                                                                                                                           oprac. Marcin Pejasz 

 
Bibliografia:
Castle I., Fort William Henry 175557, Osprey Publishing 2013
Fowler W.M., Empires at War, Walker Publishing Company 2006
Grzybowski S., Tomahawki i muszkiety, Wiedza Powszechna 1965
Skinner C.A., The Upper Country, The Johns Hopkins University Press 2008
Steel I.K., Betrayals: Fort William Henry & the Massacre, Oxford University Press 1993
Steel I.K., Warpaths: Invasions of North America, Oxford University Press 1994

 http://en.wikipedia.org/wiki/Jean_Erdman,_Baron_Dieskau


12 listopada 2014

Robert Rogers (Wobomagonda) cz. 2

     Kiedy wreszcie w Ameryce Północnej nastał pokój, Rogers stanął przed problemem spłaty swoich długów. By podreperować finanse wdał się w ryzykowne interesy handlowe a gdy zakończyły się one fiaskiem zrujnował się całkowicie. Przez wierzycieli znalazł się na jakiś czas w więzieniu. W tym czasie też Rogers już sporo nadużywał alkoholu.
     W 1765 roku wyjechał do Anglii z nadzieją uregulowania swoich spraw finansowych. Wydał tam „Reministences of the French War” i „A Concise Account of North America”, relacje ze swoich walk podczas FIW i własną ocenę sytuacji w brytyjskich koloniach. Napisał też „Ponteach, or the Savages of America: A Tragedy”, która była jedną z pierwszych sztuk dramatycznych napisanych przez nowo-anglików. Zaskoczeniem było, że sztuką tą upamiętnił Pontiaka i jego powstanie oraz ukazał w niej pełen zrozumienia i współczucia obraz Indian amerykańskich. Król nagrodził Rogersa za jego służbę powierzając mu administrowanie terenami w odległym rejonie Michigan. W 1767 roku Rogers powrócił z małżonką do Ameryki i udał się do swojej nowej placówki w Fort Michilimackinac gdzie rozpoczął pełnienie obowiązków królewskiego zarządcy. Podczas swej wojennej służby w rangersach Rogers „dorobił” się wielu wrogów. Do ludzi nie darzących go sympatią należeli George Washington, Sir William Johnson, płk. William Haviland czy  Sir Thomas Gage. To właśnie na podstawie fałszywych zarzutów tego ostatniego, Rogers został aresztowany i usunięty ze stanowiska. Oskarżony o kolaborację z Francuzami i marnowanie publicznych pieniędzy czekał na rozprawę w Montrealu. Dzięki osobistemu wstawiennictwu generała Amhersta, Rogersa uniewinniono z wszystkich zarzutów. Powrót na zajmowane stanowisko był jednak niemożliwy. Znów znalazł się w kłopotach ścigany przez wierzycieli. Szukając jakiegoś wsparcia w 1769 roku ponownie wyjechał do Anglii. Tym razem jednak król zajęty sprawami buntujących się kolonii nie miał dla niego czasu. Niepowodzenie w spłacaniu długów doprowadziło do kolejnego uwięzienia Rogersa. Z pomocą przyszedł mu brat James, który załatwił jego uwolnienie. W tym czasie Rogers był już znany ze swego pijackiego i rozpustnego zachowania. Alkoholizm obok długów był jego poważnym problemem, który niedługo później doprowadzi go do utraty rodziny, przyjaciół i pieniędzy.
     Na wieść o wybuchu rewolucji w koloniach amerykańskich powrócił do Ameryki i w roku 1775 zgłosił się do dowództwa wojsk kolonialnych z nadzieją walki o niepodległość. Zamiast tego, z polecenia Washingtona został aresztowany. Uciekł z aresztu i zgłosił się do armii brytyjskiej, oficjalnie popierając stronę lojalistów. W sierpniu 1776 roku sformował oddział Queen's Rangers i w stopniu podpułkownika został jego dowódcą. Miesiąc później pomógł w schwytaniu szpiega armii kolonialnej Nathana Hale'a. Na początku 1777 roku stracił dowództwo nad rangersami i przeniesiono go na przymusową emeryturę ze względu na „kiepski” stan zdrowia. W 1778 roku rozwiódł się z żoną a Zgromadzenie New Hampshire skazało go na banicję. Wyjechał na krótko do Anglii skąd powrócił w 1779 roku by w Nowej Szkocji założyć kolejny oddział rangerski King's Rangers. Nie był jednak w stanie pełnić służby, jego stanowisko zajął brat James. Będąc ciągle pijany nie był już armii przydatny. Znów jakiś czas spędził w więzieniu. W 1783 roku ewakuowano go z ostatnimi oddziałami brytyjskimi do Anglii gdzie zmarł w nędzy i zapomnieniu 18 maja 1795 roku.
     Zasady walki jakie zawarł w swoich Rules of Ranging stosowane są do dzisiaj przez elitarne jednostki rangersów w wielu krajach. Nie zachował się żaden autentyczny wizerunek Roberta Rogersa. W 1776 roku malarz Thomas Hart opublikował w Londynie obraz zatytułowany „Major Robert Rogers”. Pomimo, że jest on najbardziej znanym obrazem Rogersa nie przedstawia jednak prawdziwego wizerunku Roberta Rogersa.

oprac. YP

Angus Macfadyen jako Rober Rogers
w serialu "Turn"


7 listopada 2014

Robert Rogers (Wobomagonda) cz. 1


     Robert Rogers był jedną z najbardziej fascynujących postaci French and Indian War. Ten twardy przygranicznik z New Hampshire zwerbował podobnych sobie mężczyzn i sformował kompanię leśnych wojowników znanych jako Rogers Rangers. Rangersi byli dla Brytyjczyków tym, czym dla Francuzów sprzymierzeni z nimi Indianie. Ci doskonali zwiadowcy będący „oczami i uszami” armii brytyjskiej zdolni byli do prowadzenia działań w surowych, leśnych lub górzystych terenach o każdej porze roku. Bardziej byli doceniani i szanowani przez swoich wrogów niż przez większość brytyjskich dowódców.
     Robert Rogers urodził się 7 listopada 1731 roku w Methuen w Massachusetts Bay Colony. Syn Jamesa i Mary MacFartridge Rogers dorastał na rodzinnej farmie niedaleko dzisiejszego Concord w New Hampshire. W czasach jego młodości tereny te były dzikimi obszarami z kilkoma małymi farmami i rozproszonymi osadami. W małej parafialnej klasie nauczył się pisać i czytać. Reszty przydatnych rzeczy uczyła go puszcza. Będąc starszym dużą część czasu spędzał na polowaniach poznając zamieszkujących te tereny Indian. Poznawał ich zwyczaje i język. Gdy wybuchła FIW był już twardym, zahartowanym pogranicznikiem.
     Brytyjskie kolonie znane jako Nowa Anglia rozciągały się wzdłuż Oceanu Atlantyckiego, od obecnego Maine do Georgii. Francuskie kolonie znane jako Nowa Francja obejmowały wschodnią Kanadę, część rejonu Wielkich Jezior i dorzecze rzeki Mississipi. Między nimi leżało Ohio, ogromny dziki obszar oferujący dostęp do cennych naturalnych źródeł i ważnych dróg rzecznych. O panowanie nad tymi terenami rozpoczęła się French and Indian War (1754-1763). Ten kto zdobędzie panowanie nad Ohio, zdobędzie panowanie w Ameryce Północnej.
     We wczesnych latach wojny Francuzi zawarli sojusze z wieloma plemionami indiańskimi. Dzięki temu, mimo mniejszej liczbie oddziałów regularnych Francuzi odnieśli serię zwycięstw nad Brytyjczykami i amerykańskimi kolonistami. Częściowym powodem sukcesów francuskich było to, że nauczyli się tubylczych metod walki leśnej. Często rozpraszali i chowali się w lesie atakując znienacka. Brytyjczycy natomiast wyszkoleni do walk w formacji uparcie stosowali tą metodę a dodatkowo ich czerwone mundury były doskonale widoczne w lesie.
      Rogers wstępując do armii widział te wszystkie mankamenty brytyjskiej taktyki. W 1755 roku został kapitanem w kompanii New Hampshire Blanchard's Regiment w oddziale Sir Williama Johnsona. We wrześniu tego roku Johnson poprowadził około 3500 milicji i sprzymierzonych indiańskich wojowników z zadaniem ataku na Fort St. Frederic – francuską twierdzę nad Jeziorem Champlain. Chociaż siły Johnsona nie zdobyły fortu, zwyciężyły Francuzów i ich indiańskich sojuszników w bitwie nad Jeziorem George. Było to pierwsze ważne zwycięstwo Brytyjczyków w tej wojnie, które powstrzymało dalszy francuski marsz w głąb kolonii New York. Rangersi Rogersa oddali Johnsonowi nieocenione usługi zdobywając informacje o przeciwniku, patrolując i ochraniając tyły oddziałów kolonialnych.
     W uznaniu talentu i osiągnięć Rogersa, w 1756 roku Johnson polecił mu utworzenie nowej samodzielnej kompanii, której został dowódcą. Jednostka znana była jako Rogers Rangers. Trzonem rangersów byli twardzi pogranicznicy, którzy adoptowali indiańskie metody walk leśnych i indiańskie elementy ubioru. Świetni strzelcy, posiadali umiejętności tropienia, kamuflażu, sygnalizacji i urządzania zasadzek. Pokonywali jeziora w kanu lub zimą na łyżwach i poruszali się cicho przez lasy nosząc mokasyny lub rakiety śnieżne. Rangersi byli tak efektywni w swoich działaniach, że zlecono utworzenie kolejnych kompanii. Rogers awansował do stopnia majora. Był teraz kapitanem swojej własnej samodzielnej His Majesty's Independent Company oraz majorem wszystkich kompanii rangersów. Chociaż jego kompania finansowana była z kasy królewskiej, Rogers często sam opłacał wszystkie braki wyposażenia swoich ludzi. Było to powodem późniejszych kłopotów finansowych Rogersa, ponieważ w tym celu bardzo się zapożyczał.
     W latach 1755-1758 rangersi Rogersa operowali w rejonie Jezior Champlain i George biorąc udział w kilku bitwach. Wczesną wiosną, 13.III.1758 roku patrolując w pobliżu Fort Carillon urządzili zasadzkę na mały oddział francusko-indiański. Podczas pogoni sami niespodziewanie wpadli w zasadzkę zastawioną przez większy liczebnie oddział Francuzów i Indian Ottawa. Ze 180 rangersów powróciło do Fort Edward tylko około 50. Reszta zginęła lub dostała się do niewoli. Sam Rogers ratował się ucieczką zjeżdżając z wysokiej skały do lodowatych wód Jeziora George. Później, w lipcu 1758 roku wzięli udział w nieudanej próbie zdobycia Fort Carillon (późniejszy Fort Ticonderoga). Pod koniec 1759 roku gdy szala zwycięstwa zaczęła przechylać się na stronę brytyjską, rangersi przeprowadzili jeden z najbardziej znanych swoich rajdów. Z rozkazu Generała Jeffreya Amhersta, nowo mianowanego dowódcy wojsk brytyjskich w Ameryce Płn. mieli zaatakować wioskę Abenaki w St.Francis. Abenaki odpowiadali za serię krwawych ataków na osiedla kolonistów. O świcie 3.X.1759 roku po przebyciu około 200 mil przez wrogie terytorium, około 140 rangersów zaatakowało wieś całkowicie ją niszcząc. Zniszczenie St.Francis miało znaczenie bardziej psychologiczne niż militarne. Indianie Abenaki zrozumieli, że ich ataki nie będą już bezkarne a koloniści poczuli się bezpieczniej. Rogers natomiast zdobył przydomek Wobomagonda (Biały Diabeł) nadany mu przez Abenaki.
     Pod koniec 1759 roku padł Ouebec, następnie Montreal. 29 listopada 1760 roku Rogers przyjął kończącą wojnę kapitulację Detroit. Sława Rogersa znana była we wszystkich koloniach amerykańskich oraz w Wielkiej Brytanii. W 1761 roku poślubił Elizabeth Browne. Następnie, tego samego roku z ekspedycją Granta pomagał stłumić powstanie Indian Cherokee. W roku 1763 walczył w kilku bitwach przeciwko Indianom podczas wielkiego postania Pontiaka, wodza Indian Ottawa.


cdn
                                                                                                                                                 oprac. YP


  Spencer Tracy jako Robert Rogers 
w filmie "Północno - zachodnie przejście" z 1940 r.

26 października 2014

Róg prochowy Rangersa

Róg prochowy (powder horn) jest bardzo osobistą rzeczą i potrzebną. Typowe rogi z okresu French Indan War były duże, ok. 35-42,5 cm mierząc wzdłuż zewnętrznego łuku. Do zrobienia  najlepiej użyć rogu wołowego. Rogi różniły się budową i wzorami w zależności w jakim rejonie geograficznym były zrobione. Poniżej kilka zdjęć rogu prochowego Rangersów.

Długość całkowita surowego rogu po łuku zewnętrznym 59 cm
Zwymiarowana i odcięta główna część rogu, po zewnętrznym łuku pozostaje 39 cm
Róg po wstępnych obróbkach: wierceniu otworu fi 9 mm pod węższą zatyczkę, nadaniu kształtu pilnikiem końcówce, szlifowaniu pilnikiem i papierem ściernym głównej powierzchni oraz nadanie okrągłego kształtu pod dużą zatyczkę.
Wytoczone zatyczki, duża z drewna lipowego i mała z buka.
Wklejona i przybita gwózdkami duża zatyczka oraz zamalowane rowki. Zatyczki pociągnięte bezbarwnym lakierem na bazie pokostu.
Grawerowane napisy pociągnięte kolorem.
Dodany zarys Jezior Champlain i George, terenu działania Rangersów.
 
Róg prochowy zrobił YP

 

16 października 2014

Francuski haversack

Francuski haversack był prymitywnym workiem zrobionym z grubego płótna ze skórzanym paskiem przymocowanym mniej więcej w połowie z dwóch stron torby, pozwalającym zostawić klapę od góry i naturalne drapowanie z drugiej strony. Używany był w XVIII w. przez piechotę francuską i był obecny także w Ameryce. Haversack prawdopodobnie był używany od XV w. Przewieszony był przez jedno ramię, częściej przez prawe na lewą stronę na pasku z klamerką, choć klamra nie jest konieczna. Klapę górną można było zamknąć na guziki lub owinąć sznurkiem albo zamykać tak jak na zdjęciach.
 
Rysunek z podanymi przykładowymi wymiarami :


Wykonany na podstawie powyższego rysunku francuski haversack



9 października 2014

Pola Chwały : 26–28 września 2014


     Minął rok od naszego debiutu na najważniejszej dla nas imprezie w Niepołomicach. Tym razem wystąpiliśmy samodzielnie bez wsparcia najemników. Udział grupy należy ocenić pozytywnie. Udało się nam uświadomić wielu ludzi, że Indianie to nie tylko prerie ale również nieco wcześniejszy okres French Indian War. Ludzie „załapywali” gdy dowiadywali się, że to czasy filmu Ostatni Mohikanin.

      W stosunku do zeszłego roku zrobiliśmy krok do przodu – nasze stroje są już lepiej dopracowane. Pod tym względem jest już dobrze, chociaż w dalszym ciągu bolączką jest obuwie na okresy niepogody czy zimy. Do zrobienia mamy również dobrą prezentację grupy i lepsze obozowisko, gdzie porządny wigwam byłby najlepszym rozwiązaniem. 

Pierwsze urodziny minęły – róbmy więc dalej swoje...

Refleksjami podzielił się YP

 Zdjęcie wykorzystane za uprzejmą zgodą autora. Copyright Paweł Fotosis


4 października 2014

FIW w obrazach - Steele


    Chcielibyśmy przedstawiać artystów malujących interesujący nas okres French Indian War. Wprawdzie Randy Steele nie jest malarzem ale jego przepiękne obrazo-zdjęcia warte są obejrzenia. Randy często uczestniczy w imprezach rekonstrukcyjnych w USA gdzie robi większość swoich zdjęć. Jeśli ktoś chciałby tworzyć podobne „obrazy” powinien zaopatrzyć się w drogą lustrzankę cyfrową z opcją zapisu zdjęć najwyższej jakości w formacie RAW. Dalsza obróbka odbywa się już na komputerze w jednym z lepszych zaawansowanych programów do obróbki zdjęć. By osiągnąć takie efekty jak Randy Steele trzeba jednak sporo popracować.



 Oto link do strony z piękną galerią FIW    Randy Steele


oprac. YP


Projekt Ameryka XVIII w. - Pete Gordon

 Mieszkańcy brytyjskich kolonii od ich zarania, jak i w interesującym nas XVIII wieku nie mieli łatwego życia. Poszerzanie terytorium kolo...