29 grudnia 2015

Podsumowanie sezonu 2015 - cz. 4

15 - 16 sierpnia Uniejów
W dwuosobowym składzie wzięliśmy udział w VII Indiańskim Lecie w Uniejowie czyli Święcie al. Sat-Okh'a. Braliśmy czynny udział w całej imprezie, nawet udało się nam  zatańczyć, jak i  pomagać w powszechnym gotowaniu indiańskich potraw, oczywiście zakończonych degustacją. Tradycyjnie jak to w Uniejowie bywa trzymaliśmy tipi by nie odleciało podczas nocnej burzy. Całe spotkanie zakończone zostało w Termach.

'

26 - 27 września Niepołomice
Po raz trzeci udało się nam wziąć udział w Polach Chwały. Udało się zebrać skład sześcioosobowy. Tym razem pogoda nie dopisała i w ulewach deszczu na dziedzińcu Zamku przedstawiliśmy grupę i okres historyczny. Zostaliśmy też poproszeni o przedstawienie Indian mniejszym dzieciom. Poza tym długie wieczorne rozmowy z zaprzyjaźnionymi grupami.


7 listopada Pszczyna
W pięcioosobowym składzie byliśmy na 14 jesiennym pow wow w Pszczynie. Jednak tym razem był to dla nas czas odpoczynku po sezonie jak i pomocy innym podczas ubierania się do tańców. Czas przemyśleń.


7 grudzień Jura
Ostatni krótki dwuosobowy patrol na Jurze, kończący sezon. Poszukiwania śniegu zakończyły się niepowodzeniem.




Koniec

14 grudnia 2015

Podsumowanie sezonu 2015 - cz. 3

18 - 26 lipca Supraśl
     Wzięliśmy czynny udział w XXXIX Zlocie PRPI, w dość dużym sześcioosobowm składzie. Po raz pierwszy na zlocie pojawiły się aż dwa wigwamy, które wzbudzały niemałe zainteresowanie indianistów. Jako grupa zorganizowalismy po raz kolejny turniej łuczniczy, na który stawiła sie spora grupa uczestników. Zorganizowaliśmy też z grupą sympatyków i przyjaciół inscenizację pt."Adopcja Francuza do plemienia indiańskiego". W inscenizację było zaangżowane spore grono indianistów, który wykazali chęć wzięcia udziału w takim przedsięwzięciu. Widać na tego typu inicjatywy wszyscy czekali, nawet widzowie, którzy mimo dość wczesnej pory,  jak na zlot, w dość licznym gronie pojawili się by obejrzeć przedstawienie. Przed inscenizacją odbył sie poczęstunek tradycyjnymi "plackami" irokeskim, które dziewczyny wcześniej z wielkim poświęceniem przygotowały. Z inscenizacji powstał film.
     Żeńska część grupy zorganizowała pokazy i naukę tkania palcami tzw. fingerweaving, gdzie spora grupa chętnych pojawiła się by nauczyć się tej trudnej techniki plecenia. Pomagała również przy organizowaniu wielkiego gotowania potraw indiańskich zakończonego smaczną degustacją. 
     Na zlocie pojawiły sie też dwie kolejne nasze publikacje "Fort Wiliam Henry" jak i  "Bushy Run", jednak nie cieszyły się one zbytnim wzięciem.


17 - 18 lipca Jozefov
W upalny weekend, gdy grupa szykowała się do zlotu, jeden z rangersów zabrał się ze Świdnicką "FIW version" do Jozefova w Czechach na inscenizację Bitwy o Quebec. Rolą rangersów z Czech, Niemiec i Polski były działania na lewej flance i zmagania z francuskimi Indianami i milicją. Było to kolejne cenne doświadczenie.


27 - 31 lipca Takini
Po zlocie w trzyosobowym składzie udaliśmy sie po raz pierwszy jako grupa na Takini. Zostaliśmy ciepło przyjęci i od razu  wtopiliśmy się w życie obozowe. Ciut poza kręgiem tipi, postawilismy wigwam, który wzbudził sensację. Braliśmy czynny udział w życiu socjalnym obozu, w grach, zabawach. Pojechaliśmy tam jako zwiad zobaczyć jak to jest by w przyszłości więcej dać z siebie obozowi takini.


cdn.

5 grudnia 2015

Podsumowanie sezonu 2015 - cz. 2

17-18 kwietnia - Zumberk
W jedno osobowym składzie dołączyliśmy do francuskiej ekipy ze Świdnicy i wyruszyliśmy na manewry w Czeskim Zumberku. Jak to na manewrach bywa w tym roku Francuzi bronili obozu przed skutecznymi atakami brytyjczyków. Wyjazd ten sporo nas nauczył i pokazał dystans jaki mamy do Czechów "bawiących" się w FIW już prawie 20 lat. Manewry w Zumberku z pewnością są tym o co nam chodzi i do czego należy dążyć.



5-6 czerwca - Gdańsk Oliwa Zoo
Wzięliśmy udział, w dwuosobowym składzie, w charytatywno-edukacyjnej imprezie "Wieczór marzeń" w Oliwskim Zoo. W imprezie wzięli też udzial inni indianiści. Wspólne udało się pokazać kilka kobiecych tańców, w rozbitym tipi przy pieczeniu chleba snuły się opowieści o Indianach. Wieczorne ognisko  i wspólne zwiedzanie zoo były zasłużonym relaksem.




12-14 czerwca - Skansen w Chorzowie
VI Zjazd Rycerstwa Chrześcijańskiego, pod taką nazwą kryła się impreza na którą przyjechało kilkanaście grup rekonstrukcyjnych i my mieliśmy możliwość wziąć w niej udział. Tym razem w większym gronie pięciu osób, po raz pierwszy  postawiliśmy wigwam, w którym nocowaliśmy. Niektórzy z nas wzięli udział w turnieju łuczniczym, a na zakończenie imprezy uczestniczyliśmy w Bitwie Epok.





cdn

29 listopada 2015

Podsumowanie sezonu 2015 - cz.1

Tegoroczny sezon się skończył warto więc skrótowo go podsumować. Zaznaczymy imprezy na których byliśmy i tam gdzie pamięć pozwoli  znajdzie się więcej szczegółów. Nie na wszystkich imprezach była cała grupa, ale odnotujemy tutaj te imprezy na których pojawiliśmy się nawet w  małym składzie. Sezon tegoroczny możemy uznać za udany.

27-28 lutego - Łochowo
Dwe osoby z naszej grupy pojechały na spotkanie doroczne 14 Regimentu z Luizjany, naszych znajomych odtwarzających Wojnę Secesyjną. Odbyliśmy pouczające rozmowy, jak również wzięliśmy udział jako goście w przemarszu regimentu, zakończonego uroczystą kolacją.



7 marca - Patrol na pożegnanie zimy.   
W składzie czteroosobowym zrobiliśmy jednodniowy patrol na Jurze w okolicy góry Birów. Troszkę poganialiśmy sobie po skałkach, odbyła się też musztra rangersów, jak i odpowiadaliśmy na pytania zaciekawionych turystów.






11-12 kwietnia - Pow wow Uniejów
Zaznaczyliśmy swoja obecność na 13 wiosennym pow wow w Uniejowie. Na tym pow wow swój debiut miała nasza pierwsza publikacja z serii French Indian War pt. Torby, sashe i srebro w XVIII w. Broszura cieszyła się powodzeniem. Nasza grupa została  zauważona na  szerszym forum indianistycznym.

cdn.

3 listopada 2015

Tricorn z kaplina v. 1.0

Jak zrobić tricorna z półproduktu jakim jest kaplin. Poniżej jedna z możliwych wersji. Do zrobienia tricorna potrzeba :

1. kaplin
2. żelazko z możliwością produkcji pary
3. koc i stół
4. miska o wymiarach naszej głowy
5. szpilki i krochmal z mąki ziemniaczanej

Kaplina kupujemy w  Evicie o odpowiednim rozmiarze. 


Zakładamy kaplin  na głowę i zaznaczmy miejsce gdzie ma zaczynać się rondo. Wywijamy  rondo w górę a do środka wkładamy miskę, zmięte gazety itp i przyszpilamy tą konstrukcję do koca leżącego na stole. Przy pomocy żelazka z dużą ilością pary wypłaszcamy rondo, przyszpilając brzegi ronda do koca. Pod wpływem gorącej pary filc daje się łatwo kształtować. Po ostygnięciu wkładamy na głowę, sprawdzając czy kapelusz pasuje. Jeśli nie pasuje zaznaczamy miejsca gdzie trzeba coś poprawić i znowu traktujemy kapelusz gorącą parą. Robimy tak aż do skutku czyli do zadowalającego nas efektu. Na samym końcu usztywniamy kapelusz krochmalem.



 gotowy tricorn
 


napisane na podstawie info z : Northern Trail Forum

więcej zdjęć w albumie  Tricorn


14 października 2015

Tricorn - krótka historia

   Tricorn, czyli kapelusz trójgraniasty pojawił się w wyniku ewolucji kapelusza z okrągłym, szerokim rondem, używanym we Flandrii w XVII w. przez wojska hiszpańskie. Aby lepiej chronić się przed warunkami atmosferycznymi, zaczęto podwijać do góry brzeg kapelusza z jednej strony.

 Hiszpańscy żołnierze w XVII w.

   Z czasem zaczęto podwijać do góry rondo z trzech stron, w taki sposób, że tworzył się kształt zbliżony do trójkąta, co powodowało, że deszcz z rogów swobodnie spływał.

   
   Podczas wojny Francji z Hiszpanią o Niderlandy w XVII wieku, ten typ kapelusza rozprzestrzenił się w armii francuskiej a następnie trafił na dwór Ludwika XIV co zaowocowało modą w Europie zarówno wśród wojskowych, a od ok. 1720 r. wśród cywili.
   Tricorn był bardzo popularny w XVIII w. a u szczytu swej popularności kapelusz różnił się znacznie w stylu i wielkości. W wieku osiemnastym kapelusze te były określane mianem "cocked hat". Na brzegach często były umieszczane pióra, rozety, kokardy czy też obszycia, które funkcjonowały jako znak przynależności do oddziału czy narodu lub jako wyraz lojalności wobec władcy.

   
   Kapelusz trójgraniasty noszono  zwykle jednym z rogów nad czołem. Zazwyczaj był wykonany z włókien pochodzenia zwierzęcego, ekstrawaganckie ze skóry bobra i tańsze z filcu. Taki styl kapelusza spełniał też dwa cele, po pierwsze pozwalał pokazać najbardziej aktualny styl modnych peruk, a tym samym status społeczny właściciela. Po drugie był na tyle mały, że łatwo dawał się schować pod pachę, gdy etykieta wymagała zdjęcia kapelusza.


    

   Tricorn po ok. 1786 r. w wojsku został zastąpiony przez bicorn (dwuróg), ale w ubiorach cywilnych był używany aż do XIX wieku. W USA tylko pięciu pierwszych prezydentów nosiło ten styl kapelusza. W Polsce upowszechniły się w czasach saskich i używane były powszechnie jeszcze w epoce stanisławowskiej, choć po zmianie przepisów dotyczących umundurowania armii polskiej na strój narodowy, zostały zastąpione przez kaszkiety, kapelusze i rogatywki.


A.styl cywilny

B.styl wojskowy

oprac. 
z info znalezionych w internecie

 

1 października 2015

Irokeski sash

   Sash tego rodzaju (A-kia-tan-ha O-ken-ha) pozostawał w powszechnym użyciu wśród  plemion Ligii Irokeskiej, stanowił cenny przedmiot wymiany handlowej a Indianie sami go wykonywali. Noszono je przerzucone przez ramię, w sposób jaki możemy obserwować u kolonialnych oficerów, którzy nosili szable przy boku z wykorzystaniem podobnych szarf lub na których zawieszali swoje torby. Sashe wykorzystywano także by się nimi przepasać, wtedy pełniły funkcję ozdobnego pasa, do którego można było przymocować, dopiąć potrzebne rzeczy, jak. np. torebki itp.


   Pierwotnie wykonywano sashe w sposb ręczny tj. tkano je w palcach, stanowiły połączenie skomplikowanych wzorów i ornamentów. Substytutem tej techniki jest robienie szarf na drutach, co także umożliwia wykonanie pięknych sashy z wykorzystaniem wielobarwnej wełny. Sash można wykonać także jako jednobarwne o czarnym tle, na którym później naszywa się wzory z białych koralików.

   
   Rozmiary sash'a wahają się od ok. 8 cm do ok. 25 cm szerokości i od 120 cm do 240 cm długości, niemniej każdy musi indywidualnie dobrać sobie długość  szerokość sasha. 
  Wiele szarf ,także i tych współczesnych, wykonanych jest na bazie paska skórzanego o odpowiedniej długości i szerokości, zdobionego koralikami.

   
   Współcześnie bardzo popularne stały się sashe z aksamitu lub wełny w kolorach jasnej czerwieni, ciemno niebieski lub czarny, który naszywa się na sztywniejszy materiał np. filc lub płótno brezentowe. Brzeg takiego sasha zdobi się kontrastową lamówką zaś lewa strona zwykle jest wykonana z innego jasnego materiału.

   
   Sash lub raczej szarfa taka ma zwykle ok. 10 d0 15 cm szerokości i ok. 120 d0 150 cm długości. Zanim ostatecznie zszyje się oba końce szarfy, wkłada się pomiędzy tworzące sasha warstwy odcinki delikatnej jasnej skóry o szerokości sasha i długości ok. 60 cm.

   
   Po zszyciu dodane odcinki skóry po obu stronach, tnie się na frędzle. Aksamit lub wełna powinna być wcześniej ozdobiona koralikami lub srebrnymi broszami.

  
   Każdy rodzaj sasha będzie interesującym dodatkiem do stroju. Dodać należy, że jest możliwe noszenie du  szarf jednocześnie, przewieszonych przez oba ramiona.

tłum. Janusz Cree

źródło :
Bob Gabor - Costume of Iroquois



14 września 2015

Lacrosse : Irokeska tradycja



   Dzisiaj tę grę uprawia się na całym świecie, sport o nazwie lacrosse pochodzi od Indian Haudenosaunee (liga irokeska), znanej już u nich w pradawnych czasach, a zwanej przez Oneidów Ga-lahs.
   Do uprawiania tej gry wymagana jest niezwykła zręczność aby złapać, przenieść i podawać piłkę używając do tego celu specjalnego kija do gry, na którego końcu znajduje się coś w rodzaju koszyczka. Aby dobrze grać w lacrosse ważnymi cechami, którymi musi wykazać się zawodnik to szybkość, wytrzymałość i siła.
   Oneidowie, podobnie jak i inne irokeskie plemiona namiętnie grali w tę grę, traktując ją jako dobrą rozrywkę i rodzaj ćwiczeń fizycznych. Można także powiedzieć, że gra lacrosse była pewnego rodzaju religijną uroczystością.
    Ustana tradycja mówi o początku Ligii Irokeskiej, w której wyszczególnia się iż młodzi wojownicy zaprezentowali tę grę samemu Hajawacie, jednemu z założycieli Ligi, aby pocieszyć go po stracie swoich dzieci.
   Mówi się, że lacrosse jest dla Stworzyciela nie tylko przyjemnością ale również świętym obrzędem dla Istoty Grzmotów, siedmiu szacownych Dziadków przemieszczających się po niebie z zachodu na wschód, oczyszczając ziemię za pośrednictwem wiatrów i deszczu. W niektórych społecznościach irokeskich, lacrosse uznaje się też jako uzdrawiający rytuał stosowany przez szamanów w czasie wizji.


     HISTORYCZNE OPISY GRY U ONEIDÓW

Ebenezer Elmer przekazuje nam oto taki opis gry, który pochodzi z 1776r. :

     Gra polega na wielokrotnym uderzaniu piłki i przerzucaniu jej poza wyznaczone linie znajdujące się po stronie przeciwnika. W grze brało udział od 15 do 20 zawodników po każdej stronie. Linie wyznaczone były przez 40-50 kołków, prętów wbitych w ziemię w odpowiednich odległościach. Uderzenie piłki wymagało największej zręczności i nie mniejszej aktywności jak i nieprzeciętnych zdolności operowania ciałem aby kontynuować bieg przez całe boisko z wielką furią przez co najmniej 2 godziny.
    
Znana jest relacja Josepha Bloomfielda z 1776r., w której czytamy, że swego czasu rozegrano dwa wielkie mecze pomiędzy Oneidami a Tuscarora :

     Za każdym razem kiedy robiono zakłady w postaci różnych ozdób wartość ich oceniano na blisko 100 dolarów, które po wygranym meczu stały się własnością Tuscarorów. Oneidowie do tej pory wygrywali wszystkie mecze. W czasie tych zawodów  robiono zakłady, zbierane głównie przez kobiety liczne ozdoby w tym wampumy, srebra, bransolety z paciorków, kolczyki, różnego rodzaju biżuteria, naszyjniki, pasy, czy szpilki stanowiły nagrody w obstawionych zakładach. Rozgrywane mecze to swego rodzaju targi, przy czym godne uwagi jest to, że w takich przypadkach nie występują nigdy oszustwo czy żadne inne niewłaściwe zachowanie.

Kolejny opis z 1790r. pochodzi od Paolo Andreani :
 
   W miesiącach letnich zbiorów naród Oneida nie urządzał polowań. Pewnym wyjątkiem było nadzwyczajne zdarzenie kiedy to w tym czasie mężczyźni prawie każdego dnia zabawiali się grając w grę polegającą na podrzucaniu piłki. Każdy gracz wyposażony jest w rodzaj rakiety, długiej na ok. 4 stopy i 6 cali na końcu zakrzywionej i splecionej sznurkiem, służące do chwytania i rzucania piłki. Gracz, któremu uda się złapać tym instrumentem piłkę a następnie wyrzucić  ją w ten sam sposób, musi przez cały czas baczyć aby inni mu jej nie dotknęli i wytrącili, co czynili z wielką determinacją przez wiele okrążeń wielkiego boiska. Gra ta wymaga dużej zwinności jak i doświadczenia.

Alfred Cope w 1849r. pisze, że :

 Uczestnicy  gry przygotowują się do niej stając w dwu liniach-szeregach twarzami do siebie w odstępach ok. 4 stóp. Każdy chłopiec wyposażony był w kij odpowiedniej długości. Dwóch liderów-kapitanów rywalizujących ze sobą drużyn przed rozpoczęciem gry prezentuje swoje kije unosząc je do pozycji pionowej zetknięte razem, przytrzymując między nimi przez chwilę spokojnie zawieszoną piłkę. Na dany sygnał następuje gwałtowna walka, każdy wytężając wszystkie swoje siły by pokonać natarcie przeciwników, wyrzucał piłkę w kierunku bramki, która znajdowała się po ich lewej stronie. Wkrótce siła zawodników przeważyła na korzyść jednej strony i piłka szybko została rzucona w powietrze lecąc z szybkością strzały. Cała grupa natychmiast była ścigana i otaczana na najwyższej szybkości. Sposób w jaki czyniono pogoń za przedmiotem gry częstymi zrywami tam i z powrotem, w przód i w tył, z jednej strony na drugą, młodzi Indianie podskakując odbijając się od ziemi stwarzają niezwykły widok, gdzie godne podziwu było panowanie nad sobą, które zawodnicy zachowywali przez całe zawody, mimo że przeciwstawne strony często w ferworze walki wzajemnie się powalały, zadawane były ciosy i uderzenia. Wielka zwinność młodych mężczyzn i zadziwiająca elastyczność ich ruchów wprowadzały w zachwyt oglądających ich widzów.

znalazł i tłum. : One Arrow


5 sierpnia 2015

Joshua Goodenough – portret rangersa - cz.2

    Odpoczynek zimą i wiosną 1758 roku upłynął na w niewielkiej skali misjach zwiadowczych. Z nadejściem lata rozpoczęła się nowa kampania uchwycenia Fortu Carillon (Kampania Abercromby'ego). Goodenough opisał dużą ilość potyczek na północnym końcu Jeziora George gdzie zginął Lord Howe. Rangersi szanowali Howe'a jako dobrego oficera a Goodenough zapisał że: „Lord Howe został postrzelony przez pierś, wszyscy byli bardzo przygnębieni ponieważ był on naszym prawdziwym przywódcą i bardzo podnosił nadzieję na nasz sukces”. Goodenough również podkreślił rolę francuskiego planu obronnego pod Fortem Carillon wykorzystującego ścięte drzewa.
     „Kierowaliśmy się ku francuskiej pikiecie i weszliśmy w otwarty teren gdzie powalone szczytami do nas drzewa tworzyły potężną fortyfikację (abbatis)... [To] było wszystko co mogliśmy zrobić pod buchającymi kulami francuskimi armatami i muszkietami chociaż konary i odłamki latały wokół nas... Szeroka, czerwona ściana oddziałów brytyjskich nacierała szeregiem z zamiarem szturmu na bagnety... Plątanina powalonych drzew...przełamane ich pozycje i francuski piekielny ogień i śmierć
     Dalej notuje: „Uczestniczyłem w wielu bitwach i potyczkach ale nigdy nie byłem świadkiem takiej rzezi i tak szaleńczej walki jak brytyjski szturm na Ticonderogę


     Goodenough brał udział w jednym z ataków uderzeniowych ale zmuszony był wrócić. Wydaje się, że nie został ranny podczas walki. On i inne małe grupki rangersów użyte były do osłaniania brytyjskiego odwrotu przed atakami Francuzów i Indian. Potwierdza również, że Armia Brytyjska była prawie kompletnie zdemoralizowana po tych dniach walk. Później, jak podaje zwolnił się i powrócił w rejon na zachód od Albany. Pracował jako handlarz do wiosny 1759 roku, kiedy to stwierdził, że jego życie jest tak nudne, że jeszcze raz spróbuje dołączyć do rangersów. Wrócił do Albany i spotkał się z majorem Robertem Rogersem, któremu wspomniał, że pragnie dołączyć do oddziału.
     W tym miejscu wydaje się, że jego dziennik zawiera chyba trochę nieścisłości. Goodenough podaje, że spotkał się z innymi rangersami w Crown Point. Miałoby to sens gdyby mówił o lipcu lub sierpniu 1759, ale on opisuje duży oddział 250 lekkich piechurów i rangersów wyruszających do Isle-au-Noix w czerwcu. Skoro ten atak miałby mieć miejsce w czerwcu to Brytyjczycy wtedy jeszcze nie zdobyli Carillon ani Crown Point.
     Po jego powrocie do rangersów notuje, że niektórzy starzy żołnierze opuścili korpus. Zauważa że: „była wielka zmiana w szeregach rangersów, wielu starych, okrzepłych wróciło do domu”. Jego stary przyjaciel Shanks wciąż był z korpusem. Stary w porównaniu z innymi Shanks pragnął pozostać. Goodenough mówi: „[Shanks] miał taką nienawiść do Francuzów a szczególnie do kanadyjskich Indian, że wciąż chciał z nimi walczyć. Oni zabili wszystkich jego krewnych w New Hampshire czyniąc go zawziętym ich wrogiem. Mówił, że mogą oni zabić również jego i tym samym zakończyć jego rodzinę”.
     Jak poprzednio wspomniano, oddział 250 rangersów i lekkiej piechoty skierował się w łodziach wielorybniczych do Isle-au-Noix. Po przybyciu na wyspę i rozbiciu obozu stoczyli potyczkę z żołnierzami francuskimi. Duży oddział atakujący skierowany został wówczas na północ w kierunku St.Jean. Postanowili jednak nie atakować, ale ruszyli do innego fortu, którego Goodenough nie wymienia z nazwy. Ich atak zaskoczył garnizon a Goodenough przedstawił interesujący opis, który może świadczyć o znęcaniu się nad ludnością cywilną w forcie. Jak podaje: „Pojmaliśmy cały garnizon, mężczyzn, kobiety i dzieci. Później spaliliśmy i zniszczyliśmy wszystko. Kobiety i dzieci zostawiliśmy na łasce losu ale mężczyzn popędziliśmy naprzód jako jeńców”. Kobiety i dzieci pozostawili oczywiście bez żywności ponieważ wszystko było zniszczone. Oddział wycofał się na południe do Crown Point. W dzienniku tego nie ma ale kiedy oddział wrócił, pozostał na południu Jeziora Champlain do czasu aż generał Amherst nie wyruszył na północ w 1760 roku. Goodenough wspomina, że rangersi przeprowadzali różne rajdy wzdłuż jeziora w okresie jak przypuszczamy jesieni i zimy 1759 oraz wiosny 1760 roku. Kończy swój dziennik opisem marszu jego oddziału z całą armią na północ, drogą do Chambly, gdzie dowiedzieli się o kapitulacji Francuzów. Wówczas Goodenough po raz drugi zwalnia się i wraca do domu podejmując prace handlarza na zachód od Albany.

 
tłum. YP
Źródło :
Daniel Marston - The French-Indian War 1754-1760
 
 

Jeffrey Amherst

 

17 maja 2015

podpułkownik George Monro

     Czasami zapisywano jego nazwisko jako Munro. Urodził się ok. 1700r. w Clonfin, hrabstwo Longford w Irlandii, w szkockiej rodzinie wojskowej. Był najmłodszym z trójki dzieci pułkownika George Munro i Margaret Bruce, miał starszego brata Aleksandra  oraz siostrę o imieniu Margaret. Jego dziadek Aleksander Munro z Bearcrofts posiadał tytuł szlachecki.
   Jego ojciec, również George (Jerzy), był wojskowym i pełnił czynną służbę dla Korony Brytyjskiej. Służył jako kapitan w szkockim Pułku Piechoty Cameronian. Brał udział w bitwie pod Dunkeld 21 sierpnia 1689r., podczas powstania Jakobitów. Po tej bitwie został awansowany na majora. W 1698r. brał udział w oblężeniu Namur podczas wojny Francji z Ligą Augsburską (Nine Year’s War). Wszedł w posiadanie posiadłości  Auchinbowie, cztery mile na południe od Starling i był pierwszym Munro z Auchinbowie (George Munro 1st Auchinbowie).
     Bardzo niewiele wiadomo o wczesnym życiu młodego George’a Monro, lecz wiadomo, że podążał śladami swego ojca i 9 sierpnia 1718r. został porucznikiem Pułku Piechoty Otways. Pułk ów był dowodzony przez pułkownika Charlesa Otways od 26 lipca 1717r. do 10 sierpnia 1764r. i od nazwiska dowódcy wziął swoją nazwę Otways Regiment of Foot. Dopiero  1 lipca 1751r. został przemianowany na 35 Pułk Piechoty (inne  źródła podają datę 1747r.)
   George Monro całą swoja karierę wojskową związał z tym pułkiem awansując na kolejne stopnie. Na kapitana 27 września 1727r., następnie na stopień majora w sierpniu 1747r.,  aż w końcu na stopień podpułkownika 4 stycznia 1750r.
    Po wytrwałych lecz nie spektakularnych postępach w hierarchii wojskowej pułku i spędzeniu wielu lat w kwaterze w Irlandii jego doświadczenie wojskowe ograniczało się do porządkowania i dyscyplinowania życia garnizonowego. Dopiero w 1756r. przyszedł rozkaz skierowania 35 Pułku Piechoty do czynnej służby w Ameryce Północnej. W drodze przez Albany, Fort Edward – pułk wkrótce dotarł do Fortu William Henry a George Monro został jego komendantem. Wiosna 1757r. Fort został oblężony przez siły francuskie i ich indiańskich sojuszników pod dowództwem markiza Montcalma. Skutecznie odcięty od głównych sił brytyjskich, dowodzonych przez generała Daniela Webba, mały brytyjski garnizon miał niewielkie szanse gdy na dobre rozpoczęło się oblężenie 3 sierpnia. Monro został zmuszony do rozpoczęcia negocjacji warunków kapitulacji z Montcalmem 9 sierpnia.    
     Pomimo braku doświadczenia bojowego, w momencie gdy podpułkownik Monro został rzucony ze swoim oddziałem w samo centrum walk, okazał się odważnym, zdecydowanym i honorowym dowódcą  Nieustępliwa obrona Monro pozwoliła mu na uzyskanie atrakcyjnych warunków kapitulacji i możliwość bezpiecznego przejścia do Fortu Edward. Podczas przemarszu Brytyjczycy zostali zaatakowani przez indiańskich sojuszników Francji bez rozkazu Montcalma. Wydarzenie to zostało rozsławione przez Jamesa Fenimora Coopera w powieści Ostatni Mohikanin. W filmowej adaptacji z 1992r. pokazano jak Magua zabija  George Monro, wycinając mu serce w akcie zemsty. W rzeczywistości Monro przeżył masakrę i został okrzyknięty bohaterem, a w styczniu 1758r. mianowany do stopnia pułkownika. Jednak w tym okresie George Monro czuł ciężar odpowiedzialności za masakrę i jego stan zdrowia się pogorszył. Zmarł na atak serca 3 listopada 1758r. (inne źródła podają datę 1757) na ulicach Albany. Pozostawił dwóch synów i córkę.Miejsce jego pochówku było nieznane do 1980r., gdy badania członka klanu Munro potwierdziły, że pułkownik został pochowany w Kościele episkopalnym St. Peters w Albany w stanie Nowy Jork.

oprac. Rain Bird

 Ian Castle - Fort William Henry 1755-1757, Osprey Publishing

 Maurice Roeves jako podpułkownik Monro


5 maja 2015

Joshua Goodenough – portret rangersa - cz.1



     Korpus rangersów powstały w Nowej Anglii i Nowej Szkocji uważany był za elitarny oddział. Rangersi werbowali mężczyzn z przygranicznych rejonów, potrafiących podołać trudom walk w lesie. Byli szanowani i budzili lęk w ich francuskich i indiańskich wrogach. Znamy fragmenty dziennika jednego z rangersów Rogers Ranger wychowanego w Nowej Anglii. Joshua Goodenough zanim został rangersem, mieszkał niedaleko Albany w stanie New York. Jego ojciec zginął podczas ataku Indian w 1753 roku. Opisał on szczegółowo cechy przygranicznych ludzi: „na granicach...niektóre osoby posiadały umiejętność pisania, ale nie było to bardzo potrzebne. W tych ciężkich dniach siekiera i strzelba, wiosło i tobołek były częściej w naszych rękach”. Gdy wybuchła wojna na granicy, zdecydował zaciągnąć się: „prowincja przeprowadzała zaciąg do wojska w Albany do walk z Francuzami. Wziąłem swoją zapłatę od Petera Vroomana, mówiąc mu że chcę iść do Albany być żołnierzem”. Wcześniej pracował jako handlarz. Goodenough zaciągnął się w prowincjonalnym punkcie o nazwie York Levies. Opisał jak mężczyźni dostawali muszkiety, namioty, miski i noże oraz jak byli musztrowani w użyciu broni palnej przez angielskiego oficera. Chwalił wojskową dyscyplinę w oddziałach: „jeden człowiek dostał 500 batów dla przykładu innym jednostkom, każdy mężczyzna opuszczający bez zgody służbę dla Jego Królewskiej Mości powinien ponieść śmierć”. 
     Jesienią 1757 roku wraz z kilkoma innymi ludźmi został skierowany do Rogers Ranger z poleceniem marszu do Fort Edward. Jego pierwsze obserwacje rangersów są dość pouczające. Zauważa że: „napotkani rangersi byli twardymi pogranicznikami, takimi jak my sami, głównie mężczyźni z Hampshire (New Hampshire) obeznani byli w lasach i bardzo przyzwyczajeni do wrogów”. Goodenough w rozmowie z weteranem a późniejszym przyjacielem Shanksem, zanotował szczególną taktykę opracowaną przez korpus . Shanks zwięźle określił „rangers ways”:zawsze maszerujemy aż zrobi się dość ciemno, wtedy rozbijamy obóz....nie wracamy tą samą drogą, którą wyszliśmy....w walce nie gromadzimy się blisko siebie lecz rozpraszamy utrudniając wrogowi ostrzał....urządzając zasadzkę nie strzelamy do wroga nim podejdzie wystarczająco blisko, zaskoczenie daje ludziom czas skoczenia na nich z siekierami”.
     Goodenough i inni rangersi wysyłani byli na liczne misje zwiadowcze wokół Fort Edward. Wychodzili w małych grupkach zorganizowanych do zasadzania się i przerywania każdej francusko - indiańskiej próby przechwycenia przygranicznych transportów kursujących między Albany a Fort Edward. 
     W czasie zimowych miesięcy  Goodenough brał udział w części wypadów majora na Fort Carillon. Ponad 100 rangersów wysłano do schwytania jeńców dla informacji i niszczenia dostaw do fortu. Pierwszy wypad był sukcesem, pojmano kilku jeńców i zniszczono zaopatrzenie. Jednakże dotknięty nosówką (distemper), zmuszony został do pozostania w forcie i nie mógł towarzyszyć majorowi Robertowi Rogersowi w drugim wypadzie. Drugi wypad nie był sukcesem. Rogers i jego rangersi wpadli w pułapkę, epizod ten znany jest jako Bitwa na Rakietach Śnieżnych. Prawie wszyscy rangersi zginęli lub dostali się do niewoli, chociaż Rogers zdołał uciec. Goodenough zwrócił uwagę na trudne warunki w jakich się znaleźli, będąc zmuszeni do poddania się Indianom. „Kilku rangersów poddało się pod obietnicą darowania życia jednak później zostali przywiązani do drzew i zarąbani na śmierć, ponieważ Indianie znaleźli skalp na piersi hunting frocka jednego z jeńców”.


cdn
tłum. YP

Daniel Marston - The French-Indian War 1754-1760

 I Bitwa na Rakietach Śnieżnych  1757

24 kwietnia 2015

Flaga Nowej Francji


     Fleur-de-lis znana także jako “Flaga Lilii” była flagą królewską, która towarzyszyła pierwszym podróżnikom i osadnikom na nowych terenach. Reprezentowała autorytet samego króla na nowo odkrywanych terytoriach. Na początku XVI w. królewska flaga królów Valois miała kolor niebieski wraz z trzema złotymi liliami / fluer-de-lis / reprezentującymi tarczę, która jako taki symbol pojawiła się w francuskim herbie. 
      Pierwotnie flaga „pojawiła się” na pieczęci Ludwika VIII i „zawierała” wiele pojedyńczych lilii, została zmodyfikowana przez Karola V w roku 1365 i była odzwierciedleniem istoty Trójcy Świętej co miano uzyskać właśnie przez symbolikę trzech lilii. Modyfikacja nie nastąpiła nagle, ale miała charakter powolnych zmian gdy systematycznie usuwano kolejne lilie z flagi aż po wersję ostateczną z trzema liliami. 

    
     Flaga z wieloma liliami znana także jako: „zasiew”, mogła raz jeszcze pojawić się w końcu XVIII w.  Stylizowane lilie, same w sobie, po raz pierwszy pojawiły się na monetach Ludwika VI i Ludwika VII.  Także obraz olejny na płótnie pt:  « La France la Foi aux Indiens de la nouville France"  z roku  1675 przypisywany Frcre Luc  (1614-85) przedstawia kwadratową niebieską flagę z trzema złotymi liliami, powiewającą z masztu  okrętu. 


     Także inny obraz olejny na płótnie, nieznanego Amerykańskiego artysty, z roku 1757 przedstawia sceną przejęcia francuskiego okrętu w porcie New York, z którego masztu powiewa kwadratowa niebieska flaga z trzema liliami, na ilustracji w książce lilie wydają się być koloru białego aczkolwiek równie dobrze mogą być żółte.
“Flaga Francji” miała proporcje 1:1 / kwadrat / i 2:3 / prostokąt /.
     Wydaje się nieprawdopodobnym by ten rodzaj flagi powstał w wyniku mieszania się różnych stylów flag innych, banerów czy sztandarów. W omawianym okresie znano już techniki nanoszenia stałych oznaczeń czy ozdób na materiały. „Fluer-de-lis” tłumaczy się jako : Kwiat Lilii. Ten rodzaj flagi kojarzy się także z francuskim sztandarem wojennym. Ta niebieska flaga była w powszechnym użyciu na przestrzeni od roku 1400 do 1590. Przypuszcza się także iż kilku zawodowych twórców flag błędnie „kwalifikowało” tą najpopularniejszą flagę Francji w odniesieniu i do innych okresów historycznych tzn. aż po rok 1690.
Zgodnie z twierdzeniem jednego z handlarzy flaga ta  pojawia się w roku 1605 tj. od utworzenia pierwszych francuskich osad w Port Royal jako oficjalna flaga Kanady aż po czasy ustanowienia Pokoju Paryskiego w roku 1763.  Inny handlarz sprzedawał te flagi jako” jedne z najważniejszych flag Francuskiej Kanady od roku 1534 aż po czasy Traktatu Paryskiego w roku 1763”.
       Niebieska Flaga Francji zawsze była oficjalnym sztandarem tego państwa i nigdy na mocy prawa nie była „delegalizowana” natomiast sukcesywnie zastępowana była, przez  zdobione liliami flagi białe, aż po rok 1830.  





znalezione gdzieś w internecie

oprac. Janusz Cree

 

16 kwietnia 2015

Kuchnia De la Marine


Marines przygotowywali swoje posiłki w terenie lub na kominkach w kwaterach. Każdemu marins wydawano dzienną porcję żywności:

-       0,5 funta solonej wieprzowiny

-       0,5 funta suszonego grochu

-       1,5 funta herbatników

oraz raz w miesiącu funt masła. Dostawali również melasę. Duże ilości syropu klonowego zakupowano od Indian. Syrop był bardzo popularny. Świeża wołowina wydawana była rzadko. Czasami marinsom pozwalano polować na jelenie i inną zwierzynę. W fortach farmerzy sprzedawali zboże i warzywa.

Innym rodzajem żywności kupowanym od Indian był pemikan robiony z suszonego mięsa jelenia lub bizona wymieszanego z gniecionymi jagodami leśnymi. Wszystko zmiksowane w formę pasty pakowano ciasno w worek z bizoniej skóry. Dla uszczelnienia worka na wierzchu wylewano zwierzęcy smalec. Worek z pemikanem powinien ważyć do 90 funtów. Spożywany był w formie zup, duszony lub smażony. Pemikan utrzyma się w każdej temperaturze wiele miesięcy.

 widelec XVIII w.

tłum. YP

Ted Spring - Sketch Book 56 vol. 2 - The French Marines 1754-1761 

9 kwietnia 2015

Fort William Henry - cz. 9

     Anglicy, którym udało się uciec, biegiem przybyli 16 mil do Fortu Edward. W większości byli to szeregowi żołnierze. Pierwsza grupa, całkiem wyczerpana, dotarła do fortu około 7 rano. Pomiędzy 10 a 11 przybyła kolejna grupa; wszyscy byli prawie nadzy i w bardzo złym stanie. Ostatecznie w ciągu najbliższych trzech dni do Fortu Edward dotarło mniej więcej 650 żołnierzy. 
     Spośród 34 oficerów armii regularnej do Fortu Edward przedostało się tylko 3! Jonathan Carver, po wyczerpującej wędrówce przez las, dotarł do zbawiennego fortu 13 sierpnia. W niedzielę 14 sierpnia wieczorem do Fortu Edward przybyło 30 żołnierzy francuskich pod dowództwem porucznika Savornin z regimentu La Sarre. W skład grupy wchodził również angielski porucznik Hamilton z 35. Regimentu. Przekazali list od Montcalma adresowany do Webba. Montcalm informował w nim, że przybędzie pod białą flagą, aby przekazać 500 jeńców będących pod opieką Francuzów. Następnego dnia kolumna Anglików, eskortowana przez 400 francuskich grenadierów, dotarła do Fortu Edward. Wśród przybyłych znajdował się pułkownik Monro oraz ciężko ranny Young. Ocalenie znalazł także niejaki Ezekiel Stevens z regimentu New Hampshire, który w czasie ataku Indian został uderzony tomahawkiem, a następnie żywcem oskalpowany. Do końca życia nie widywano go inaczej jak tylko z mocno naciągniętym kapeluszem na głowie. Montcalm zapewniał Webba, że wszyscy jeńcy wzięci do niewoli przez Indian w Forcie William Henry zostaną zatrzymani w Montrealu i odesłani poprzez Louisburg do Halifaksu. Było to raczej pobożne życzenie generała. Masakrę uznał za osobistą zniewagę i teraz, zbyt późno, starał się zapanować nad sytuacją i zachować twarz przed jeńcami, wobec których nie dotrzymano warunków kapitulacji.

* * * 
 Indianie wraz z jeńcami dotarli do Montrealu już 15 sierpnia, gdzie stanęli obozem w Lachine. Według francuskich świadków podczas uczty zwyczajowo wieńczącej zwycięstwo jeden jeniec został zabity, ugotowany i zjedzony przez biesiadników, ale możliwe, że bez wiedzy Francuzów ugotowano ich znacznie więcej. Następnego dnia gubernator Vaudreuil rozpoczął negocjacje dotyczące wykupienia jeńców, proponując dwie baryłki brandy za każdego Anglika. Oferta została odrzucona, a Indianie byli po raz kolejny zdegustowani postępowaniem Francuzów. Obecny tam Abbé Picquet zanotował przemowę jednego z wojowników: „Walczę o łupy, skalpy i jeńców. Wam wystarcza wzięcie fortu i pozwalacie żyć waszemu i mojemu wrogowi. Ja nie chcę trzymać takiej padliny do jutra. Gdy się jej pozbędę, nigdy mi już nie zagrozi”. Ostatecznie po dwóch tygodniach negocjacji Vaudreuil wykupił, jak mu się zdawało, prawie wszystkich jeńców. Cenę ustalono na 30 butelek brandy oraz 130 liwrów w towarze za każdego jeńca. Indianie obładowani brandy i wszelkimi dobrami opuścili Montreal i udali się do swych wiosek. Wieźli także ze sobą czarną ospę, którą zarazili się od przybyłych z Europy żołnierzy francuskich. Już nigdy nie ruszyli w większej liczbie na pomoc Nowej Francji.
     Dokładne określenie brytyjskich strat jest niezwykle trudne. Według raportu Monro, z tego, co widział na własne oczy, w czasie masakry 10 sierpnia bezpośrednio przy obozie zabito 44 żołnierzy. Wzdłuż drogi znaczącej trasę ucieczki Anglików odnaleziono 25 ciał. Nie jest całkowicie jasne, czy w liczbach tych Monro uwzględnił 17 rannych zabitych jeszcze na terenie obozu wczesnym rankiem feralnego dnia. Kolejne pytanie, które się nasuwa, to, czy w ogóle wzięto pod uwagę nieznaną liczbę zamordowanych kobiet i dzieci. Nigdy nie dowiemy się, ilu żołnierzy zostało zabitych przez Indian podczas ich ucieczki przez las w kierunku Fortu Edward. Ucieczka drogą mogła wydawać się bardziej ryzykowna, dlatego z pewnością wielu wybrało trasę na przełaj, o czym świadczą losy Jonathana Carvera. Oficjalnie raporty wojskowe podawały, że w Forcie William Henry stracono 129 żołnierzy pułków regularnych. Liczba ta podaje łączne straty w zabitych i zaginionych. Co do regimentów prowincjonalnych sprawa jest nieco trudniejsza i można jedynie podać liczbę przybliżoną.
     10 sierpnia do niewoli dostało się przynajmniej 750 Anglików. Wielu z nich udało się Francuzom wykupić w Montrealu, lecz wbrew opinii gubernatora Vaudreuila Indianie nie wydali Francuzom wszystkich jeńców. Jak wielu powleczono do indiańskich wiosek, pozostaje niewyjaśnione, ale mogło ich być co najmniej 200. Na przełomie października i listopada z Montrealu przetransportowano do Bostonu 304 jeńców, w tym jedenaście kobiet i czworo dzieci. Nie wiemy dokładnie, jak wielu z nich dostało się do niewoli w Forcie William Henry. Wśród nich znaleźli się także żołnierze schwytani podczas bitwy w Sabbath Day Point. Ogółem do końca listopada Vaudreuil wysłał do Europy 1320 jeńców, w tym także byłych podkomendnych pułkownika Monro. Jednak do końca 1757 roku nie odnalazło się 350 ludzi z Fortu William Henry. Ich los pozostawał nieznany. Niektórym udało się po wielu perypetiach powrócić do domu, choć trwało to czasem bardzo długo. Ostatnim żołnierzem, który dostał się do niewoli w Forcie William Henry i powrócił z niej, był Joshua Rand z Massachusetts. Dotarł szczęśliwie do domu w grudniu 1763 roku. Pułkownik Monro zmarł niespodziewanie w styczniu 1757 roku w Albany na ulicy. Przyczyną był atak apopleksji. Na ile do ujawnienia się choroby przyczyniły się wydarzenia nad Jeziorem Jerzego, których był świadkiem, nie wiadomo. Z pewnością nie pozostały bez wpływu.
      Czy Webb byłby w stanie odwrócić bieg zdarzeń, gdyby wyruszył z odsieczą dla Fortu William Henry, pozostaje mocno wątpliwe. Można przypuszczać, że mimo wszystkich kłopotów planował jednak pomoc dla pułkownika Monro.
      8 sierpnia wieczorem Webb napisał list (być może pod wpływem nowoprzybyłego dowódcy batalionu Royal America George’a Howe’a), w którym pisał do Monroe: ,,Życzymy Ci z całego serca, byś był w stanie utrzymać się nieco dłużej”. Monro miał także niezwłocznie odesłać odpowiedź zawierającą informację o sile Francuzów oraz odpowiedzieć na pytanie, jak długo mogą się jeszcze utrzymać. Jeśli Webb rzeczywiście chciał wysłać pomoc, to jego plany okazały się mocno spóźnione. Być może list był wyłącznie demonstracją dobrej woli. W Forcie Edward Webb dysponował pięcioma tysiącami ludzi, lecz w większości była to kolonialna milicja, słabo wyekwipowana i z zasady niekarna. Nie dysponował też odpowiednią liczbą indiańskiego zwiadu. Leśna katastrofa Braddocka mogłaby się powtórzyć. Webba można oskarżyć o wiele rzeczy, jednak nie o głupotę. W razie klęski odsieczy Webb stałby się odpowiedzialny za pozostawienie całej północnej granicy bez ochrony. Droga do Albany stałaby dla Francuzów otworem. Łatwo jest jednak ferować wyroki z perspektywy 250 lat, siedząc w wygodnym fotelu.
 
oprac. Marcin Pejasz 
 
KONIEC
 
 
 Pierre de Rigaud markiz de Vaudreuil-Cavagnal
 
 

Projekt Ameryka XVIII w. - Pete Gordon

 Mieszkańcy brytyjskich kolonii od ich zarania, jak i w interesującym nas XVIII wieku nie mieli łatwego życia. Poszerzanie terytorium kolo...