29 grudnia 2014

FIW w obrazach - Griffing

    Robert Griffing urodził się w 1940 roku w Linesville w Pensylvania. Tam też dorastał włócząc się wokół brzegów Jeziora Pymatuning zbierając kamienne artefakty. Były one kluczowym czynnikiem w jego późniejszym zamiłowaniu do historii i kultury tubylczych amerykanów. Po ukończeniu studiów w Art Institute w Pittsburgh przez 30 lat pracował w reklamie. Później postanowił poświęcić swój czas i energię na realizację swej wcześniejszej fascynacji Wschodnimi Indianami Leśnymi. Zachętą było entuzjastyczne przyjęcie jego pierwszych obrazów i grafik. Wiedzę czerpie ze swej obszernej biblioteki książek, artykułów historycznych i dzienników oraz ze spotkań z historykami, od których zdobywa wiele informacji. Pomocni są również przyjaciele rekonstruktorzy, którzy pozują do niektórych postaci w jego obrazach.

     Robert Griffing przedstawia się jako malarz scen ukazujących XVIII wiecznych Indian Leśnych. Malarstwo jego skupia się na okresie początkowych lat chaosu i niepewności plemion leśnych i ich walce o przetrwanie przed wdzierającymi się europejczykami. Griffing ma nadzieję, że jego malarstwo rzuci trochę więcej światła na ten niedostrzegany przez społeczeństwo okres, który zdominowany został przez amerykański dziki zachód.
oprac. YP

22 grudnia 2014

Fort William Henry - cz. 4

     Siły, jakimi dysponował Montcalm, były imponujące jak na warunki amerykańskie, a także ze względu na możliwości Nowej Francji. Trzon stanowiło sześć batalionów regularnych o łącznej liczbie 2570 żołnierzy z następujących regimentów : La Reine (369 żołnierzy), Languedoc (322), Guyenne (492), Béarn (464), Le Sarre (451) oraz Royal Roussillon (472). Do dyspozycji były również Troupes de la Marine, czyli samodzielne kompanie piechoty morskiej. Oficerowie tej formacji byli świetnie wyszkoleni i z reguły bardzo doświadczeni. Byli prawdopodobnie najbardziej agresywnymi oficerami w całej francuskiej armii. Żołnierzy piechoty morskiej rekrutowano we Francji, lecz szkolenie odbywało się w Kanadzie. Montcalm utworzył tylko jedną brygadę marines w sile 524 ludzi. Znacznie więcej żołnierzy i oficerów marines było detaszowanych do brygad milicji oraz oddziałów indiańskich. Milicja kanadyjska podzielona była na sześć brygad: St. Ours, Courtemanche, Gaspe, La Corne, Vassan oraz Repentigny o łącznej liczbie 2646 milicjantów. Do tego dochodziła jeszcze kompania ochotników Villiers w sile 300 ludzi. W armii znalazło się też około dwustu oficerów, inżynierów i żołnierzy należących do artylerii pod dowództwem Michela Chartier de Lotbiniere i Françoisa le Mercier. Stanowiło to ponad dwadzieścia procent potencjału ludzkiego Nowej Francji. Siły te zostały wydatnie wzmocnione przez około 1700 indiańskich wojowników z wielu plemion.
     Siły francuskie zostały podzielone na dwie grupy. Zadaniem pierwszej było obejście Jeziora Jerzego. Natomiast druga, pod przewodem samego Montcalma, miała przeprawić się wraz z artylerią na łodziach bateaux. Artylerię, składającą się z 36 dział i 4 ciężkich moździerzy, należało przetransportować na specjalnie skonstruowanych platformach Rzeką Richelieu do Jeziora Jerzego.
      W ciężkich leśnych warunkach woły i konie okazały się całkowicie nieprzydatne. Zresztą woły, pomimo francuskich protestów, szybko zostały zjedzone przez Indian. Do morderczej pracy przy platformach artyleryjskich, złożonych z dwóch łodzi bateaux, wyznaczono 500 żołnierzy. Przenoszenie artylerii ponad portażami Rzeki Rechelieu okazało się wyzwaniem niemal ponad siły. Transport całej artylerii na trasie liczącej ledwie cztery mile zajął dwanaście dni! Bougainville zapisał w dziennikach, że nie jest w stanie opisać w najmniejszym stopniu koszmaru owych czterech mil.                   
     Dwa dni przed ukończeniem transportu dział pierwsza grupa licząca trzy tysiące ludzi (głównie marines oraz milicja) ruszyła drogą wokół zachodniego brzegu Jeziora Jerzego. Dowodził nimi znakomity oficer brygadier François Gaston de Levis. Marsz przez bagna, wzgórza i lasy okazał się niełatwą przeprawą. Po trzech dniach oddział Levisa dotarł do Gananske Bay, gdzie ustawiono obóz w odległości niespełna sześciu mil od Fortu William Henry. Tu też miano zapalić światła sygnałowe dla reszty armii przeprawiającej się jeziorem.
     Główne siły Montcalma rozpoczęły przeprawę 1 sierpnia około godziny 14. Flota składała się z 32 platform artyleryjskich, 250 łodzi bateaux oraz wielkiej liczby indiańskich canoe. Samych Francuzów przeprawiało się niemal cztery tysiące. Montcalm bezbłędnie odnalazł Gananske Bay, dzięki ogniom sygnałowym Levisa, a cała przeprawa zajęła ledwie 10 godzin. Krótko po tym Levis przesunął swój obóz o trzy mile w stronę fortu, aby dać osłonę lądującej armii Montcalma, prawdopodobnie w miejscu zwanym dziś Diamond Point. 2 sierpnia francuska armia w całości znalazła się na brytyjskim brzegu jeziora. Niezwłocznie rozpoczęto też trudną operacje wyładunku całej artylerii. Wkrótce też Montcalm wydał rozkaz nakazujący przesunięcie oddziałów Levisa w kierunku brytyjskiego fortu. W ślad za nimi wyruszyły główne siły pod bezpośrednimi rozkazami Montcalma, o czym szybko doniosły Monro brytyjskie czujki. Około godziny dziewiątej zauważono pierwsze regularne oddziały francuskie w odległości około tysiąca jardów od fortu. Monro bardzo szybko doszedł do wniosku, że sprawą niezmiernej wagi jest utrzymanie kontroli nad drogą do Fortu Edward. Niezwłocznie też pchnął kapitana Richarda Saltonstalla wraz ze 100 żołnierzami z Massachusetts, aby ten postarał się kontrolować drogę i utrzymać łączność z Fortem Edward. Jak na tak ważne zadanie siły, którymi dysponował Saltonstall, były bardziej niż skromne. Bardzo szybko też żołnierze z Massachusetts znaleźli się pod silnym ogniem Indian przemykających pomiędzy drzewami w kierunku drogi. Saltonstall został zmuszony do pośpiesznego odwrotu, mając 19 zabitych, w tym jednego oficera.
      Krótko po pierwszej potyczce Montcalm w obecności Levisa dokonał rozpoznania terenu. Rychło też zdali sobie sprawę, że bezpośredni szturm na oszańcowany obóz lub fort nie wchodzi w rachubę. Atak z pewnością przyniósłby Francuzom ciężkie straty. Montcalm podjął decyzję, że tę operację przeprowadzi po europejsku, prowadząc klasyczne oblężenie z użyciem artylerii. Zanim jednak przystąpiono do prac, Francuzi zdecydowali się wysłać do Monro parlamentariusza z wezwaniem do kapitulacji. W liście do Monro, dostarczonym przez kapitana Fontbrune, Montcalm zapewniał, że całkowicie panuje nad Indianami oraz że żaden wojownik jeszcze nie zginął, co miało dowodzić, iż Indianie nie będą szukać krwawej zemsty na załodze fortu. Nie była to prawda − oficerowie francuscy raportowali o siedmiu wojownikach zabitych w porannej potyczce. Monro odrzucił propozycję kapitulacji. Spodziewał się, że w ciągu trzech dni przybędą posiłki z Fortu Edward, o czym z pełnym przekonaniem pisał w liście do Webba: „Nie mam żadnych wątpliwości, że wkrótce wyślesz nam znaczne posiłki”. 
 
cdn
 
oprac. Marcin Pejasz
 
Louis-Joseph de Montcalm-Gozon Marquis de Saint-Veran
z wikimedia.org
 
 

12 grudnia 2014

Fort William Henry - cz. 3

     W miesiącach poprzedzających atak Fort William Henry wydawał się być mało istotny dla Anglików, w przeciwieństwie do Francuzów. W tym czasie fort został wzmocniony jedynie przez 5 kompanii 35. regimentu Otway, wspomagany przez 2 kompanie rangerów. Dowództwo objął pułkownik Monro, doświadczony żołnierz. 35 pułk był pełen nowych rekrutów dopiero co przybyłych z Anglii. Nie nastrajało to optymistycznie co do ich wartości bojowych, zwłaszcza że Monro mógł się spodziewać rychłej francuskiej ofensywy. 16 czerwca francuski jeniec złapany przez rangerów zeznał, że Francuzi szykują się do ataku. Przed końcem czerwca czterech dezerterów z armii francuskiej przybyło do fortu i powiadomiło Monro, że Francuzi w sile 8000 ludzi są gotowi, by podjąć ofensywę. Byli to czterej Niemcy, którzy zaciągnęli się do armii holenderskiej, lecz później zostali sprzedani Francuzom, co w tamtych czasach nie było niczym niezwykłym. Monro, zaniepokojony sytuacją, wysłał sześć osobnych grup zwiadowczych dla „zasięgnięcia języka”. Nie udało im się jednak zdobyć jeńców, a donieśli jedynie o wielkiej liczebności wojska francuskiego w Forcie Carillon. Mimo wszystko do fortu zaczęto ściągać posiłki 113 żołnierzy regularnych z niezależnej kompanii z Nowego Jorku oraz regimenty prowincjonalne, 551 ludzi z New Jersey, a także 231 żołnierzy z New Hampshire. Monro postanowił po raz kolejny wysłać silny zwiad celem rozpoznania. 22 lipca pułkownik John Parker i 300 żołnierzy z regimentu New Jersey (tzw. blues) oraz z Nowego Jorku, wyruszyło na Jezioro Jerzego w 22 płaskodennych łodziach. Inną grupę zwiadu stanowili Mohawkowie wysłani w okolice Fortu Carillon. Niespełna dwie mile od fortu indiański zwiad Monro zaskoczył 15 francuskich żołnierzy z regimentu Guyenne. Mohawkowie zabili dwóch i ranili trzech innych.
      Pierre Rigaud, który znajdował się w obozie Indian, wysłał natychmiast dwie grupy wojowników, aby odnalazły nieprzyjacielskich wywiadowców. Pierwsza, pod przywództwem Sieur de Villiers, w sile 150 wojowników ruszyła w pościg za Mohawkami. Inna grupa, dowodzona przez de Coibiere, została wysłana wzdłuż północnego brzegu jeziora do miejsca zwanego Sabbath Day Point, aby, jeśli to będzie możliwe, odcięli odwrót Mohawkom. Plan się nie powiódł, Mohawkowie uszli szczęśliwie z życiem, jednak grupa de Coibiere wypatrzyła w nocy na jeziorze kilka niezidentyfikowanych łodzi. Natychmiast ponieśli wieści do głównego obozu. Zorganizowano naprędce silną wyprawę ponad 600 Ottawów, Odżibuejów, Potawatomich i Menominee w canoe oraz 50 Francuzów w łodziach bateaux. Wyprawą kierowali Michel Langlade, Joseph-Hippolyte de Saint oraz François de Corbière. 23 lipca o świcie Indianie i Francuzi zaatakowali z zasadzki flotyllę łodzi pułkownika Parkera w Sabbath Day Point. Parker szybko się zorientował, że Indianie starają się odciąć im możliwość powrotu do Fortu William Henry. Na jeziorze doszło do przerażających scen. Wielu Anglików wpadło podczas walki do jeziora. Bougainville zanotował, że „Indianie wskakiwali do wody i nadziewali Anglików jak ryby. Ostatecznie tylko cztery łodzie z ogólnej liczby dwudziestu dwóch powróciły do Fortu William Henry, wśród nich była również łódź Parkera. Uratowało się jedynie stu ludzi, czyli zaledwie jedna trzecia oddziału. Co najmniej 150 ludzi Parkera dostało się do niewoli. Montcalm chciał, by jeńców odesłano do Montrealu, lecz nie wszyscy Indianie byli skłonni przekazać jeńców Francuzom. Chcieli zabrać ich ze sobą do swoich wiosek, twierdząc, że Francuzi nie będą ich dobrze traktować. W swoich pamiętnikach Bougainville pisał: „Zastanawiam się, jak to jest możliwe, że Indianie dają jeńcom chleb i wino, gdy w tym samym czasie ich współplemieńcy zjadają innych jeńców”. Ostatecznie ustalono, że Montcalm odeśle jeńców do Montrealu. Brańcy mieli być dobrze traktowani i oddani Indianom na ich prośbę, chyba że Indianie zechcieliby ich odsprzedać gubernatorowi Vaudreuil. Indianie nie przekazali jednak wszystkich jeńców. Co najmniej trzech, wedle francuskich relacji, zostało zjedzonych na ucztach wyprawianych po bitwie na jeziorze. Poważniejszym problemem było odejście co najmniej dwustu Ottawów i Mississaugów. Po stoczeniu bitwy i wzięciu skalpów, łupów i jeńców chcieli wracać do domu i cieszyć się z odniesionego zwycięstwa. Dla nich kampania się skończyła. 26 lipca odbyła się narada Montcalma z wodzami. Większość Indian zdecydowała się zostać i wziąć udział w planowanym ataku na Fort William Henry.
 ***
      Wieści o klęsce na jeziorze rozeszły się wśród załogi angielskiego fortu lotem błyskawicy. Powtarzano sobie często wymyślone historie, choć wystarczyłyby w zupełności te prawdziwe, by morale podupadło. Trzy dni po bitwie do Fortu William Henry z Fortu Edward przybył z inspekcją generał Webb w towarzystwie inżyniera Jamesa Montresora i kapitana Thomasa Orda z królewskiej artylerii. Rada oficerów uznała ponad wszelką wątpliwość, że należy bronić fortu. Ustalono również konieczność budowy ufortyfikowanego obozu w pewnym oddaleniu od fortu dla lepszej ochrony drogi wiodącej do Fortu Edward. Ponadto Fort William Henry był przeznaczony dla pięciuset żołnierzy i nie mógł pomieścić wszystkich obrońców. Prace nad budową obozu rozpoczęto 28 lipca. Tego samego dnia ze zwiadu powrócił kapitan Israel Putnam, donosząc o wymarszu Francuzów. Nazajutrz generał Webb bardzo szybko odjechał do Fortu Edward, nie wzbudzając tym podziwu dla swej osobistej odwagi. Po dotarciu na miejsce Webb wysłał Monro dodatkowe oddziały pod dowództwem pułkownika Younga. Siły te składały się z 812 żołnierzy z Massachusetts, 57 z Nowego Jorku, a także 122 ludzi regimentu Royal Americans. Zwiększyło to liczbę obrońców Fortu William Henry do 2372 żołnierzy. Monro napisał list do Webba, informując go, że wszyscy są w dobrym nastroju, i prosząc, aby nie wysyłał posiłków dopóki nie zgromadzi odpowiednio wielkiej siły, aby odeprzeć Francuzów. Na to jednak nie starczyło już czasu. Machina wojenna Montcalma ruszyła.

cdn.
                                                                                                                               oprac. Marcin Pejasz 

http://www.quazoo.com/q/French_and_Indian_War      


4 grudnia 2014

Domostwa Indian Ojibway

      Indianie Ojibwa korzystali z czterech różnorakich domostw dających ich rodzinom schronienie i poczucie bezpieczeństwa były to : kopulaste bądź stożkowate wigwamy budowane w okresach zimowych jak i budowane latem  “domy” o ścianach z kory oraz  także stożkowate wigwamy.
     Wigwamy o kształcie kopuły budowano w oparciu o konstrukcję z gietkich tyczek, utwierdzonych u podstawy i związanych razem na szczycie co tworzyło w efekcie ułożone równolegle wzgledem siebie serie łuków. Całość opasywano giętkimi tyczkami, które mocno wiązano ale prostopadle do już powstałej częściowo konstrukcji. Połączeń dokonywano za pomocą “linek” uzyskiwanych z zielonych gałęzi. Ściany i sufit wigwamu tworzono poprzez wyplatane z roślinności szuwarowej maty. Większe kawałki kory brzozy, jesionu lub wiązu układano na matach wykonanych z traw  na dachu by tym samym zapewnić sobie ich nieprzemakalność. Zarówno maty z traw jak i odcinki kory kładziono na konstrukcji wigwamu metodą gontów.  
     Szkielet wigwamu stanowił solidną, trwałą konstrukcję natomiast jego pokrycie często wykorzystywano wielokrotnie. W stałych obozowiskach “podłoga” wigwamu kształtem przypominała prostokąt. Kształt okrągły rezerwowano do konstrukcji szałasu potu, schronień dla kobiet w okresie miesiączki lub schronień tymczasowych.
     Konstrukcje stożkowe, pokrywano, podobnie jak wigwamy, korą brzozy i także “uzbrajano” w maty wykonane z dostępnych traw oraz kawałki kory brzozy lub jesionu, lecz w tym przypadku nie tworzono z giętkich tyczek konstrukcji kopuły a wyraźny stożek, przypominajacy w miejscu wiązań literę A.   
     Stożkowe domostwa o ścianach z kory były solidne i trwałe lecz wykorzystywano je jedynie w okresach letnich. Budowano je na planie prostokąta a konstrukcję całości tworzyły tyczki sosny, jesionu lub dębu. Wejście zabezpieczano rodzajem “pokrywy - klapy” wykonanej z kory jesionu lub jałowca wirginijskiego. Całość bardzo przypominała Długi Dom Irokezów aczkolwiek Ojibwa wykonywali te budowle wyłącznie na użytek pojedyńczych rodzin.
   Konstrukcje domostw stożkowych składały się z ramy pozwalajacej uzyskać średnicę mieszkalną  wynoszącą od 10 do 16 stóp i wysoką na jakieś 6 do 10 stóp. Takie konstrukcje, pomimo tego że pokryte korą brzozy, gałęziami lub później materiałami tekstylnymi, swym kształtem bardzo przypominały tipi mieszkańców zarówno Nowej Anglii jak i Równin.
    Schronienia tymczasowe także bazowały na stożkowatej konstrukcji z tyczek aczkolwiek tu dla odmiany pokrywano je zielonymi gałęziami jodły lub innymi “wiecznie” zielonymi gałęziami drzew iglastych przy zachowaniu zasady iż montowano je zawsze gałązkami “do dołu”. Takie schronienia powstawały podczas wypraw łowieckich lub połowu ryb. Dobrze wykonane skutecznie chroniły przed deszczem i były dość wygodne.
    Otwór dymny zazwyczaj tworzono w centralnym miejscu “dachu” wigwamu kopulastego, wyjątkiem były wigwamy stożkowe gdzie sama konstrukcja z tyczek wymuszała powstanie otworu wylotowego dla dymu w miejscu wiązania tyczek i nie zmuszała do dodatkowych czynności “budowlanych” w tym zakresie. Ognisko podtrzymywano za pomocą czterech grubszych gałęzi leżących “promieniście” na ziemi i częściowo włożonych w ogień /całość przypominała układ szprych w kole roweru/. W momencie wypalenia się fragmentu gałęzi przesuwano ją po prostu do ognia, tak by płomień ogarnął pozostałą część tej gałęzi. Ogień z reguły był o małym płomieniu, czysty, prawie bezdymu. Wokół ogniska w wigwamie przygotowywano posłania, organizowano także miesce dla dodatkowych ubrań, broni i innych sprzętów należących do danej rodziny. Posłania z reguły tworzyły ułożone jedne na drugim w mini stos skóry lub koce rozciągnięte na wcześniej ułożonych sprężystych gałęziach świerku czy cykuty /conium maculatum/, które rozkładano albo bezpośrednio na ziemi lub też na matach leżących na specjalnym podwyższeniu – platformie. Zasłonę wejściową tworzyła duża skóra karibu lub innego większego zwierzęcia, ostatecznie używano także większych fragentów kory. Tak przygotowaną zasłonę wieszano nad wejściem do wigwamu.
    Większość stałych budowli wyposażano w platformy półkowe o szerokości około 18 cali lub więcej i instalowano je na wysokości około stopy nad powierzchnią gruntu. Wykonane jako dłuższe aniżeli wymagałoby posłanie służyły zarówno za łóżko, krzesło, stół czy ława do pracy. Na ziemi rozciągano z reguły maty wykonane /utkane/ z kory i trzciny, które z kolei pełniły funkcję wykładziny lub dywanu.
    Pale lecznicze /medicine pole/ stawiano zwykle w pobliżu każdego stałego domostwa.  Pal taki miał około 18 stóp wysokości i umieszczano na nim znaki totemowe właściciela wigwamu, przed którym pal ów był ustawiony. Mogły się na nim znajdować też atrybuty ducha opiekuńczego szamana lub mide /jeden ze stopni wtajemniczenia szamana Stowarzyszenia Midewiwin/ odprawiającego lecznicze ceremonie i ku czemu taki pal akurat wzniesiono. Pal był także symbolem uświęcenia mocy manitou, tajemnej mocy życia.To uświęcenie manitou mogło także przybrać formę daru z materiału calico, w przeszłości jako trudno dostępny miał dużą wartość handlową czy poprzez inny przedmiot mający dużą wartość dla samych Ojibwa.
    Czasami przed wejściem do wigwamu wodza danej grupy stawiano flagę wykonaną z orlich piór. Pióra pochodziły ze skrzydeł i ogona tego ptaka, ciasno je ze sobą związywano za pomocą  łyka. Stosiny piór wpuszczano w jeden koniec tyczki, który wcześniej rozszczepiano  krzemieniem.  Miejsce to z kolei mocno obwiązywano ścięgnami zwierząt i korą. Zanim tyczka stała się “flagą” poddawano ją opalaniu w ogniu i dopiero tak spreparowana mogła służyć całym pokoleniom.
    Po dzień dzisiejszy Ojibwa Lac du Flambeau zamieszkujący stare wioski praktykują ten zwyczaj i stawiają takie flagi przed swymi domostwami. Jedna z nich wykonana jest z miękkiego klonu i na jej szczycie powiewa biała flaga z wymalowanym ptakiem lub innym totemem. Druga flaga z kolei to pień jakiegoś drzewa iglastego ale posiadający gałęzie tylko u swego szczytu. Ich obecność jest znakiem iż w tym miejscu przeprowadzono ceremonie religijne. 
   Z czasem indiańskie wigwamy zostały wyparte przez nowocześniejsze domy z brewion aczkolwiek starsi ludzie ciągle praktykują budowanie tradycyjnych konstrukcji szczególnie w okresach letnich. Wyjątkowe i niepowtarzalne pozostają maty wykorzystywane w schronieniach zimowych, najtrudniejsze w wykonaniu, które jednak dziś wykorzystuje się do tymczasowych domostw letnich. 

tłum. Janusz Cree

Źródło :
Carrie A. Lyford - Ojibwa Crafts

 http://pl.wikipedia.org/wiki/Wigwam


Projekt Ameryka XVIII w. - Pete Gordon

 Mieszkańcy brytyjskich kolonii od ich zarania, jak i w interesującym nas XVIII wieku nie mieli łatwego życia. Poszerzanie terytorium kolo...