9 kwietnia 2015

Fort William Henry - cz. 9

     Anglicy, którym udało się uciec, biegiem przybyli 16 mil do Fortu Edward. W większości byli to szeregowi żołnierze. Pierwsza grupa, całkiem wyczerpana, dotarła do fortu około 7 rano. Pomiędzy 10 a 11 przybyła kolejna grupa; wszyscy byli prawie nadzy i w bardzo złym stanie. Ostatecznie w ciągu najbliższych trzech dni do Fortu Edward dotarło mniej więcej 650 żołnierzy. 
     Spośród 34 oficerów armii regularnej do Fortu Edward przedostało się tylko 3! Jonathan Carver, po wyczerpującej wędrówce przez las, dotarł do zbawiennego fortu 13 sierpnia. W niedzielę 14 sierpnia wieczorem do Fortu Edward przybyło 30 żołnierzy francuskich pod dowództwem porucznika Savornin z regimentu La Sarre. W skład grupy wchodził również angielski porucznik Hamilton z 35. Regimentu. Przekazali list od Montcalma adresowany do Webba. Montcalm informował w nim, że przybędzie pod białą flagą, aby przekazać 500 jeńców będących pod opieką Francuzów. Następnego dnia kolumna Anglików, eskortowana przez 400 francuskich grenadierów, dotarła do Fortu Edward. Wśród przybyłych znajdował się pułkownik Monro oraz ciężko ranny Young. Ocalenie znalazł także niejaki Ezekiel Stevens z regimentu New Hampshire, który w czasie ataku Indian został uderzony tomahawkiem, a następnie żywcem oskalpowany. Do końca życia nie widywano go inaczej jak tylko z mocno naciągniętym kapeluszem na głowie. Montcalm zapewniał Webba, że wszyscy jeńcy wzięci do niewoli przez Indian w Forcie William Henry zostaną zatrzymani w Montrealu i odesłani poprzez Louisburg do Halifaksu. Było to raczej pobożne życzenie generała. Masakrę uznał za osobistą zniewagę i teraz, zbyt późno, starał się zapanować nad sytuacją i zachować twarz przed jeńcami, wobec których nie dotrzymano warunków kapitulacji.

* * * 
 Indianie wraz z jeńcami dotarli do Montrealu już 15 sierpnia, gdzie stanęli obozem w Lachine. Według francuskich świadków podczas uczty zwyczajowo wieńczącej zwycięstwo jeden jeniec został zabity, ugotowany i zjedzony przez biesiadników, ale możliwe, że bez wiedzy Francuzów ugotowano ich znacznie więcej. Następnego dnia gubernator Vaudreuil rozpoczął negocjacje dotyczące wykupienia jeńców, proponując dwie baryłki brandy za każdego Anglika. Oferta została odrzucona, a Indianie byli po raz kolejny zdegustowani postępowaniem Francuzów. Obecny tam Abbé Picquet zanotował przemowę jednego z wojowników: „Walczę o łupy, skalpy i jeńców. Wam wystarcza wzięcie fortu i pozwalacie żyć waszemu i mojemu wrogowi. Ja nie chcę trzymać takiej padliny do jutra. Gdy się jej pozbędę, nigdy mi już nie zagrozi”. Ostatecznie po dwóch tygodniach negocjacji Vaudreuil wykupił, jak mu się zdawało, prawie wszystkich jeńców. Cenę ustalono na 30 butelek brandy oraz 130 liwrów w towarze za każdego jeńca. Indianie obładowani brandy i wszelkimi dobrami opuścili Montreal i udali się do swych wiosek. Wieźli także ze sobą czarną ospę, którą zarazili się od przybyłych z Europy żołnierzy francuskich. Już nigdy nie ruszyli w większej liczbie na pomoc Nowej Francji.
     Dokładne określenie brytyjskich strat jest niezwykle trudne. Według raportu Monro, z tego, co widział na własne oczy, w czasie masakry 10 sierpnia bezpośrednio przy obozie zabito 44 żołnierzy. Wzdłuż drogi znaczącej trasę ucieczki Anglików odnaleziono 25 ciał. Nie jest całkowicie jasne, czy w liczbach tych Monro uwzględnił 17 rannych zabitych jeszcze na terenie obozu wczesnym rankiem feralnego dnia. Kolejne pytanie, które się nasuwa, to, czy w ogóle wzięto pod uwagę nieznaną liczbę zamordowanych kobiet i dzieci. Nigdy nie dowiemy się, ilu żołnierzy zostało zabitych przez Indian podczas ich ucieczki przez las w kierunku Fortu Edward. Ucieczka drogą mogła wydawać się bardziej ryzykowna, dlatego z pewnością wielu wybrało trasę na przełaj, o czym świadczą losy Jonathana Carvera. Oficjalnie raporty wojskowe podawały, że w Forcie William Henry stracono 129 żołnierzy pułków regularnych. Liczba ta podaje łączne straty w zabitych i zaginionych. Co do regimentów prowincjonalnych sprawa jest nieco trudniejsza i można jedynie podać liczbę przybliżoną.
     10 sierpnia do niewoli dostało się przynajmniej 750 Anglików. Wielu z nich udało się Francuzom wykupić w Montrealu, lecz wbrew opinii gubernatora Vaudreuila Indianie nie wydali Francuzom wszystkich jeńców. Jak wielu powleczono do indiańskich wiosek, pozostaje niewyjaśnione, ale mogło ich być co najmniej 200. Na przełomie października i listopada z Montrealu przetransportowano do Bostonu 304 jeńców, w tym jedenaście kobiet i czworo dzieci. Nie wiemy dokładnie, jak wielu z nich dostało się do niewoli w Forcie William Henry. Wśród nich znaleźli się także żołnierze schwytani podczas bitwy w Sabbath Day Point. Ogółem do końca listopada Vaudreuil wysłał do Europy 1320 jeńców, w tym także byłych podkomendnych pułkownika Monro. Jednak do końca 1757 roku nie odnalazło się 350 ludzi z Fortu William Henry. Ich los pozostawał nieznany. Niektórym udało się po wielu perypetiach powrócić do domu, choć trwało to czasem bardzo długo. Ostatnim żołnierzem, który dostał się do niewoli w Forcie William Henry i powrócił z niej, był Joshua Rand z Massachusetts. Dotarł szczęśliwie do domu w grudniu 1763 roku. Pułkownik Monro zmarł niespodziewanie w styczniu 1757 roku w Albany na ulicy. Przyczyną był atak apopleksji. Na ile do ujawnienia się choroby przyczyniły się wydarzenia nad Jeziorem Jerzego, których był świadkiem, nie wiadomo. Z pewnością nie pozostały bez wpływu.
      Czy Webb byłby w stanie odwrócić bieg zdarzeń, gdyby wyruszył z odsieczą dla Fortu William Henry, pozostaje mocno wątpliwe. Można przypuszczać, że mimo wszystkich kłopotów planował jednak pomoc dla pułkownika Monro.
      8 sierpnia wieczorem Webb napisał list (być może pod wpływem nowoprzybyłego dowódcy batalionu Royal America George’a Howe’a), w którym pisał do Monroe: ,,Życzymy Ci z całego serca, byś był w stanie utrzymać się nieco dłużej”. Monro miał także niezwłocznie odesłać odpowiedź zawierającą informację o sile Francuzów oraz odpowiedzieć na pytanie, jak długo mogą się jeszcze utrzymać. Jeśli Webb rzeczywiście chciał wysłać pomoc, to jego plany okazały się mocno spóźnione. Być może list był wyłącznie demonstracją dobrej woli. W Forcie Edward Webb dysponował pięcioma tysiącami ludzi, lecz w większości była to kolonialna milicja, słabo wyekwipowana i z zasady niekarna. Nie dysponował też odpowiednią liczbą indiańskiego zwiadu. Leśna katastrofa Braddocka mogłaby się powtórzyć. Webba można oskarżyć o wiele rzeczy, jednak nie o głupotę. W razie klęski odsieczy Webb stałby się odpowiedzialny za pozostawienie całej północnej granicy bez ochrony. Droga do Albany stałaby dla Francuzów otworem. Łatwo jest jednak ferować wyroki z perspektywy 250 lat, siedząc w wygodnym fotelu.
 
oprac. Marcin Pejasz 
 
KONIEC
 
 
 Pierre de Rigaud markiz de Vaudreuil-Cavagnal
 
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Projekt Ameryka XVIII w. - Pete Gordon

 Mieszkańcy brytyjskich kolonii od ich zarania, jak i w interesującym nas XVIII wieku nie mieli łatwego życia. Poszerzanie terytorium kolo...