28 listopada 2014

Fort William Henry - cz. 2

     Nie rozwiał się jeszcze dym z muszkietów po bitwie, a już doszło do poważnych rozdźwięków pomiędzy Johnsonem a generałem Shirleyem, który po śmierci Braddocka został na krótko głównodowodzącym wojsk brytyjskich w Ameryce. Johnson przyjął strategię defensywną, obawiając się nowego ataku Francuzów, zaś Shirley był zwolennikiem kontynuowania ofensywy. Twierdził, że należy pójść za ciosem i zdobyć początkowy cel kampanii Fort St. Frederic. Johnson w swoich raportach do Shirleya dość przesadnie podawał, że zginęło co najmniej 1000 francuskich żołnierzy, Dieskau został wzięty do niewoli, a jego zastępca Legardeur de Saint-Pierre został zabity. Były to poważne argumenty w rękach Shirleya, który perswadował Johnsonowi, że po takiej klęsce Francuzi nieprędko zbiorą nowe siły. Mimo to także Shirley dostrzegał problemy związane z ochroną nowo wybudowanej przez Johnsona drogi, która mogła poprowadzić Francuzów bezpośrednio w samo serce kolonii New York.  Poważne problemy stwarzało również odejście Irokezów, którzy po bitwie nad Jeziorem Jerzego powrócili do swych siedzib. Bez skutecznego zwiadu Mohawków Johnson nie chciał ryzykować marszu na Fort St. Frederic. Były też poważne problemy z aprowizacją. Dla 1000 żołnierzy potrzebne było aż 20 tys. funtów żywności, do tego brakowało wozów, którym przejazd z Albany nad Jezioro Jerzego zajmował aż 6 dni. Ostatecznie kres planom dalszej ofensywy położył raport zwiadu majora Rogersa, który poinformował o szybkich postępach przy budowie kolejnej placówki francuskiej silnego Fortu Carillon. W tej sytuacji Johnson zdecydował, że przeciwwagą dla francuskich prac musi być wybudowanie brytyjskiego fortu nad Jeziorem Jerzego. Tak powstał projekt budowy Fortu William Henry. Początkowo chciano wybudować fort dla 100 ludzi, ale po burzliwych dyskusjach rada wojenna przychyliła się do zdania Johnsona, aby wybudować silną fortecę obsadzoną 500-osobowym garnizonem i zaopatrzoną w silną artylerię. Prace miał nadzorować kapitan William Eyre, z zawodu inżynier. Dokonał on trafnego wyboru miejsca na piaszczystych wzgórzach nad samym brzegiem jeziora. Bagna po zachodniej i wschodniej stronie znacznie utrudniały ustawienie nieprzyjacielskiej artylerii. Działa z fortu miały pokryć swym ogniem nieco wyższe wzgórze znajdujące się w kierunku południowo-zachodnim względem fortu.
     Fort William Henry był konstrukcją ziemno-drewnianą budowaną głównie za pomocą łopat. Ściany fortu, mające u podnóża 30 stóp szerokości, były niczym gigantyczne pudła pełne ziemi, wybudowane z ogromnych bali sosnowych. Na parapetach wieńczących ściany przygotowano osłony, zza których piechota mogła prowadzić ostrzał z broni ręcznej. Przygotowano również stanowiska dla artylerii. Wybudowano cztery bastiony w rogach fortu, wyposażone w artylerię, zaś wewnątrz fortu budynki garnizonowe oraz magazyny. Budowa fortu nie przebiegała zgodnie z planem założonym przez Johnsona. Do pracy wyznaczono głównie żołnierzy z pułków prowincjonalnych. Częste dezercje, choroby, niskie morale i niechęć do pracy pod brytyjskim rygorem powodowały opóźnienia. Problemy z dyscypliną pogłębiły jeszcze kłopoty aprowizacyjne spowodowane obfitymi opadami śniegu na początku października. Dodatkowo w listopadzie kończył się termin zaciągu wielu żołnierzy. 9 listopada 500 żołnierzy z regimentu Connecticut odmówiło dalszej pracy. Zgodzili się jednak zostać po obietnicy wysokiej nagrody pieniężnej za dodatkowe 12 dni pracy. Dwa dni później zdezerterowało 70 żołnierzy z prowincji Nowy Jork. Jakby kłopotów nie było dość, animozje pomiędzy oddziałami z różnych części kolonii często kończyły się poważnymi bójkami przy użyciu noży i łopat. Specjalną niechęcią darzyli się żołnierze z Massachusetts i Nowego Jorku. Kłopoty z dyscypliną powodowały kolejne opóźnienia. Wszystkie te problemy wpłynęły na fakt, że dopiero 13 listopada podniesiono królewską flagę nad fortem. Prace wykończeniowe wewnątrz fortu trwały znacznie dłużej.
27 listopada armia wycofała się do Albany. W forcie pozostało 206 żołnierzy z regimentu Massachusetts pod dowództwem pułkownika Jonathana Bagleya. Fort William Henry, wybudowany jako baza do przeprowadzenia ofensywy na Fort St. Frederic, już niebawem miał sam stać się celem ofensywy francuskiej.
 * * *
     W 1756 roku rozpoczęła się francuska kampania pod dowództwem generała Luisa-Josepha markiza de Montcalm, mająca na celu zabezpieczenie francuskich linii komunikacyjnych. Francuskie sukcesy i zajęcie brytyjskiego fortu Oswego spowodowały napływ ogromnej liczby Indian, którzy wspomagali Nową Francję. Późną jesienią do Fortu Carillon przybyło kilkuset Odżibuejów, Potawatomich i Ottawów. W grudniu w Montrealu odbyła się wielka konferencja pomiędzy Indianami a gubernatorem Vaudreuilem. Jej celem była rekrutacja wojowników indiańskich na nową kampanię przeciw Fortowi William Henry. Indianie byli pełni entuzjazmu. Ottawowie odśpiewali pieśń wojenną, prosząc Francuzów: „Ojcze jesteśmy głodni, daj nam świeże mięso chcemy jeść Anglików”. Efekty konferencji przeszły najśmielsze oczekiwania Vaudreuila. Do oddziałów Montcalma przybyli Ottawowie, prowadzeni przez Michela Langlade’a, Odżibueje, Potawatomi oraz 129 Menominee, prowadzeni przez wodza Elk. Przybyli Indianie Winnebago, Saukowie i Fox, Miamowie, Nipissing, a nawet 10 przedstawicieli narodu Iowa. Dołączyło do nich 265 Abenaków, z ich tłumaczem ojcem Pierrem Roubaud, 365 Irokezów, głównie Seneków i Cayugów, a także 52 Huronów z Detroit i Lorette. Taka „międzynarodówka” niosła ze sobą spore ryzyko. Nie lubili się zwłaszcza Ottawowie z Foxami nawet błahy powód mógłby doprowadzić do wybuchu walki między zwaśnionymi plemionami.
      Wielka ilość wojowników po stronie Nowej Francji spowodowała, że tereny pomiędzy Fortem Carillon a Fortem William Henry znalazły się całkowicie we władaniu Indian. Jakikolwiek brytyjski zwiad w kierunku północnym był prawie niemożliwy. Bez ustanku też z obozu francuskiego wyruszały indiańskie wyprawy, których celem było pochwycenie jeńców oraz zdobycie skalpów. Wiosną 1757 roku Langlade i jego Ottawowie zdobyli podczas zwiadu cztery skalpy i trzech jeńców, zaś Chevalier de Longueuil wraz z Senekami wziął siedmiu jeńców. 30 czerwca podczas leśnej potyczki Caughnawaga wzięli do niewoli trzech angielskich rangersów; byli to dwaj Mohikanie ze Stockbridge i jeden Anglik. Biały jeniec został zjedzony, natomiast „Mohikanie, których mięso nie jest apetyczne, zostali spaleni”. Francuzi z reguły nie interweniowali w takich sytuacjach, choć oczywiście zdawali sobie sprawę z tego, co się dzieje w obozach indiańskich. Oficerowie niedawno przybyli z Montcalmem do Ameryki, mówiąc delikatnie, nie przepadali za Indianami. Jednak bez względu na te odczucia Indianie byli im niezbędni do prowadzenia wojny na lesistych i dzikich terenach Ameryki. Inaczej na te sprawy zapatrywali się oficerowie urodzeni w Kanadzie lub długo tu przebywający żołnierze z tzw. Kompanii Piechoty Morskiej (Compagnies Franches de la Marine). Ci ludzie byli przyzwyczajenie do okrucieństw Mohawków i nie widzieli powodu, by nie odpłacać im „pięknym za nadobne”. 
 
 
cdn.
  oprac. Marcin Pejasz

 
                                                     rys. autora                                                                                              

 
Bibliografia:
Castle I., Fort William Henry 175557, Osprey Publishing 2013
Fowler W.M., Empires at War, Walker Publishing Company 2006
Grzybowski S., Tomahawki i muszkiety, Wiedza Powszechna 1965
Skinner C.A., The Upper Country, The Johns Hopkins University Press 2008
Steel I.K., Betrayals: Fort William Henry & the Massacre, Oxford University Press 1993
Steel I.K., Warpaths: Invasions of North America, Oxford University Press 1994
 
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Projekt Ameryka XVIII w. - Pete Gordon

 Mieszkańcy brytyjskich kolonii od ich zarania, jak i w interesującym nas XVIII wieku nie mieli łatwego życia. Poszerzanie terytorium kolo...